Niemcy zamieszkują ziemie czeskie już od średniowiecza i przez stulecia odgrywali znaczącą rolę w życiu politycznym, ekonomicznym i kulturalnym tych terenów. Już do XIII w. władcy prowadzili intensywną politykę kolonizacyjną. Przez stulecie była to dobrze zorganizowana społeczność. Za czasów monarchii habsburskiej uważali się za Niemców austriackich lub czeskich. Jednak wraz z narastaniem nacjonalizmów i separatyzmów w ramach monarchii austro-wegierskiej coraz powszechniejsze było poczucie przynależności do wielkiego narodu niemieckiego.
Dyskryminowani obywatele nowego państwa
Po zakończeniu I wojny światowej ci dawni obywatele Austro-Węgier stali się na mocy decyzji międzynarodowych obywatelami nowo powstałego państwa – Czechosłowacji. Ich zdanie nie było brane pod uwagę. Nie przeprowadzono referendum, w którym mogliby opowiedzieć się za włączeniem do Czechosłowacji. Przekazanie tych ziem od samego początku budziło wątpliwości przedstawicieli aliantów, gdyż takie rozwiązanie powodowało, że Niemcy stali się drugą co do liczebności grupą narodową zamieszkującą republikę czechosłowacką, co mogło powodować trudności asymilacyjne w młodym państwie. Według spisu powszechnego przeprowadzonego w 1921 r. Czechosłowację zamieszkiwało 6,6 mln Czechów, 3,2 mln Niemców, 2 mln Słowaków, 700 tys. Węgrów, 500 tys. Rusinów, 300 tys. Żydów, 100 tys. Polaków oraz przedstawiciele innych grup etnicznych i narodowych.
Młodemu państwu bardzo zależało na posiadaniu Sudetów jako regionu, który dynamicznie rozwijał się gospodarczo i był zorientowany na eksport. Władze miały obiecywać przywódcom zachodnim, że Czechosłowacja będzie wzorowym państwem wielonarodowym, chroniącym prawa sudeckiej mniejszości niemieckiej. Padały także deklaracje, że język niemiecki będzie drugim językiem w kraju. Podjęto również kroki prawne, by ustawa regulująca obecność mniejszości była wzorowana na podobnym dokumencie obowiązującym w Szwajcarii. W uchwalonej konstytucji podstawowym zapisem jest zapis o równości wszystkich obywateli bez względu na ich rasę, język i wyznanie.
Niemcy nigdy nie byli obiektem prześladowań oficjalnie inicjowanych przez władze państwowe. Jednak już na początku I Republiki pojawiły się działania, które miały charakter dyskryminacyjny. Pojawiały się przypadki redukowania liczby oficjalnie zarejestrowanych Niemców tak, aby nie stanowili oni 20 proc. mieszkańców regionu i tym samym nie mogli zostać zarejestrowani jako lokalna mniejszość narodowa. Jak twierdzą przedstawiciele strony niemieckiej: „tysiące obywateli, którzy zadeklarowali swoją niemieckość podczas spisu ludności w 1921 r., poddawano przesłuchaniom, karano ich grzywnami i więzieniem za nielegalne deklarowanie „nieprawdziwej" przynależności narodowej". Manipulacji miano dopuszczać się także podczas drugiego spisu powszechnego z 1935 r. Do największych fałszerstw miało dochodzić w Brnie, gdzie odkryto 1145 fałszywych podpisów i zmiany danych w przypadku aż 2377 osób. Na tereny zamieszkane przez Niemców władze czeskie kierowały swoich urzędników, którzy zajmowali stanowiska piastowane wcześniej przez obywateli niemieckich. Ci, którzy chcieli zachować swoje posady, musieli przystąpić do obowiązkowego egzaminu z języka i kultury czeskiej. Również polityka rolna prowadzona przez państwo miała faworyzować rolników czeskich i słowackich kosztem niemieckich i węgierskich.
Mimo takiego stanu rzeczy należy podkreślić, że sytuacja Niemców Sudeckich była często lepsza niż ich rodaków w targanej inflacją, płacącej wojenne kontrybucje i niestabilnej politycznie ojczyźnie. Od samego początku dało się także zauważyć podział w samej społeczności niemieckiej. Z jednej strony byli ci, którzy jak Franz Spina – niemiecki parlamentarzysta i dwukrotny minister w czechosłowackich rządach, kierujący resortami robót publicznych, a później zdrowia i opieki społecznej, mogli powiedzieć: „Żyjemy za pan brat z Czechami od tysiąca lat (...) i jesteśmy tak ściśle powiązani z Czechami więzami ekonomicznymi, społecznymi, kulturalnymi, a nawet rasowymi, że wspólnie tworzymy jedność. Można nas przyrównać do różnych wzorów na tym samym dywanie". Z drugiej zaś byli ci, którzy od samego początku nie zgadzali się na włączenie do młodego państwa, dążąc do wejścia w skład Austrii bądź Niemiec lub też do autonomii.
Przedstawicielem tej opcji był Konrad Heilen. Do lat 30. sytuacja w regionie wydawała się stabilna. Tarcia na tle narodowościowym nie były tak widoczne. Jednak zmieniło się to po dojściu w Niemczech do władzy Adolfa Hitlera w 1933 r. i śmierci uważanego za strażnika dobrych relacji prezydenta Tomasza Garique'a Masaryka. Bez wątpienia na nasilenie napięcia między Niemcami i Czechami wpłynął również wielki ogólnoświatowy kryzys gospodarczy. Sudety były bowiem regionem najbardziej uzależnionym od eksportu i bardzo odczuły załamanie się rynków eksportowych. W 1936 r. ponad 60 proc. wszystkich bezrobotnych w państwie zamieszkiwało właśnie region sudecki.
Nie bez znaczenia była także polityka Pragi, coraz bardziej ograniczająca zatrudnianie Niemców w sektorze publicznym, rezygnacja z proporcjonalności reprezentacji na najwyższym szczeblu (w 1935 r. Niemcy stanowili 23 proc. ludności, a zajmowali jedynie dwa stanowiska ministerialne, 5 proc. stanowisk oficerskich w wojsku i 10 proc. w kolejach państwowych). Kontrakty publiczne w regionach zamieszkiwanych w większości przez Niemców trafiały często do czeskich firm.
Powrót Sudetów do Niemiec
W 1933 r. ustanowiono w Niemczech nowy nazistowski reżim Adolfa Hitlera. Niemieckie władze już wcześniej dostrzegały korzyści płynące z zaangażowania mniejszości niemieckiej w życie polityczne Czechosłowacji. W 1933 r. Konrad Henlein założył w okręgu sudeckim SudetendeutscheHematfront, który szybko zmienił nazwę na Partię Sudeckoniemiecką (SudetendeutschePartei). Było to ugrupowanie o charakterze populistycznym, wyrażające otwarcie wrogość wobec Pragi, które od samego początku było marionetkową organizacją nazistów. Sytuacja zaostrzyła się po Anschlussie, czyli przejęciu Austrii przez Niemcy w 1938 r. Wówczas już jasnym było, że Henlein i jego zastępca Karl Hermann Frank realizują instrukcje przychodzące z Berlina. Już od wiosny 1938 r. coraz częściej dochodziło do incydentów inspirowanych przez Berlin. Dochodziło do konfrontacji niemieckich demonstrantów z czechosłowacką policją. Wydarzenia te wydatnie służyły propagandzie nazistów.
Należy jednak podkreślić, że dążenia do włączenia Sudetów do III Rzeszy nie były jednak powszechne. Swoje wątpliwości otwarcie wyrażali niemieccy socjaldemokraci obawiający się o sytuację swoich związków zawodowych i napływ nowych robotników po włączeniu do Niemiec. Przywódca tej opcji Wenzel Jaksch w imieniu rządu praskiego dwukrotnie udawał się do Londynu, by zaprzeczyć tezie, że władze czechosłowackie nie widzą w swoim państwie miejsca dla mniejszości niemieckiej.
30 września 1938 r. (z datą 29 września) premier Wielkiej Brytanii Neville Chamberlain, szef rządu francuskiego Édouard Daladier, kanclerz Rzeszy Adolf Hitler i premier Włoch Benito Mussolini podpisali układ o oderwaniu od Czechosłowacji terenów Kraju Sudeckiego. Pod naciskiem nazistowskich Niemiec przedstawiciele rządów państw europejskich zgodzili się na podział Czechosłowacji. Ponad 1/4 ziem zamieszkana przez ludność niemieckojęzyczną została przekazana niemieckiemu sąsiadowi za cenę uniknięcia konfliktu międzynarodowego. W ciągu tylko dwóch tygodni przedstawicielstwa władz czechosłowackich opuściły ziemie, które od razu zostały włączone do nazistowskiej Rzeszy. Była to sytuacja wyjątkowo trudna dla Czechosłowacji, zwłaszcza że był to obszar rozwinięty gospodarczo, co musiało wywołać kryzys.
Wypędzenie z dawna planowane
Już w czasie wojny Niemcy sudeccy byli ważnym elementem polityki rządu na uchodźstwie. Na stosunek Benesza do Niemców sudeckich miały wpływ naciski płynące z okupowanego kraju. 27 maja 1942 r. na polecenie czechosłowackiego prezydenta na uchodźstwie trzech czeskich agentów – Jozef Gabčik, Jan Kubiš i Josef Valčík – z SOE (brytyjskiego Kierownictwa Operacji Specjalnych) zorganizowało zamach na Reinharda Heydricha – protektora Czech i Moraw. Operacja Anthropoid zakończyła się powodzeniem, bo w wyniku doznanych ran Heydrich zmarł. Jednak w odwecie za jego śmierć dwie czeskie wsie – Lidice i Leżaki – zostały zrównane z ziemią, a ich mieszkańcy zamordowani bądź wywiezieni do obozów koncentracyjnych. Sudetendeutsche okazali się do tego stopnia rozwścieczeni, że niemieckie władze musiały interweniować, by powstrzymać ich przed linczem Czechów mieszkających na terenach mieszanych etniczne. Organizacje partyjne domagały się wysiedlenia Czechów z tych terenów. Niektórzy historycy twierdzą, że Benesz był w pełni świadomy represji, jakie nastąpią w konsekwencji zamachu, a nawet na nie liczył, wychodząc z założenia, że rozbudzanie wrogich nastrojów wykluczy możliwość pokojowego współżycia Niemców i Czechów po zakończeniu wojny.
Jak twierdził minister spraw zagranicznych czechosłowackiego rządu na uchodźstwie Jan Masaryk, Churchill miał powiedzieć Beneszowi, że kiedy wojna się zakończy, „wielu sudeckich Niemców zginie również w pańskim kraju – nic się na to nie zaradzi i uznaję to. Po upływie kilku miesięcy powiemy „wystarczy" i rozpoczniemy robotę czasu pokoju: postaramy się osądzić tych winnych, którzy pozostaną przy życiu".
Jeden z głównych publicystów Hubert Ripka był wyrazicielem dość powszechnego poglądu, iż wydalenie Niemców sudeckich jest konieczne, ponieważ pozostawienie ich po wojnie spowoduje, że przeczekają oni w Czechosłowacji na tyle długo, by uchronić się przed wypłatą reparacji wojennych, a z czasem zapewne rozpoczną agitację na rzecz separatyzmu. Podczas pierwszych miesięcy po zakończeniu wojny zapanował chaos. W początkowym okresie rozpoczęły się samowolne i nieuporządkowane wysiedlenia Niemców, które stawały się okazją do nadużyć, rabunków i gwałtów. „Dzikie wypędzenia" były konsekwencją nastrojów społecznych, ale nie bez znaczenia był nieformalny wpływ (przyzwolenie) oddziałów wojska, policji, milicji. W maju 1945 r. doszło do licznych wypadków spowodowanych odwetowymi tendencjami w społeczeństwie, nazywanych później „dniami majowymi". Dochodziło do brutalnych aktów przemocy, kradzieży. Jak twierdzą niektórzy historycy, przestępstw tych dopuszczali się nie zwykli obywatele Czechosłowacji, ale żołnierze, policjanci i inne osoby działające w imieniu władz. Szybko zaczęły powstawać obozy internowania, ośrodki odosobnienia, przypominające raczej więzienia o zaostrzonym rygorze. Jednym z najbardziej niesławnych był ośrodek Postoloprty założony w byłej bażanciarnii, w którym 5 i 6 czerwca doszło do rozstrzelania Niemców. Podczas ekshumacji zwłok w 1947 r. odnaleziono 763 ciała.
W obliczu takiej sytuacji ówczesny premier Czechosłowacji Zdeněk Fierlinger proponował innym członkom rządu, że wygłosi orędzie do narodu, wzywając obywateli do powstrzymania się od napaści na Niemców. Jednak większość ministrów nie wyraziła zgody.
Po pewnym czasie można było zaobserwować mechanizm – Niemcy otrzymywali nakaz stawienia się w określonym miejscu, na co mieli mało czasu, zazwyczaj około godziny. Ze sobą mogli zabrać jedynie niewielki bagaż podręczny, który podlegał później drobiazgowemu przeszukaniu i w dużym stopniu konfiskacie. Następnie udawali się pieszo w kierunku granicy albo do obozu przejściowego. Deportowani Niemcy pokonywali nawet do 40 km dziennie. Nocowali w halach fabrycznych lub stodołach. Odnotowywano dużą śmiertelność, zwłaszcza wśród dzieci.
Po zakończeniu wojny czechosłowaccy politycy wyrażali wspólne przekonanie, że Niemcy sudeccy stanowili V kolumnę Nazistów. Minister Obrony (a w latach późniejszych prezydent Czechosłowacji) generał Ludwik Svoboda w jednym z przemówień wezwał do „całkowitego wyrzucenia z Czechosłowacji wszystkich Niemców, nawet tak zwanych antyfaszystów, aby uchronić nas (Czechosłowację) przed powstaniem nowej piątej kolumny". Mimo takiego przekonania nie wszyscy byli kolaborantami. Niemniej dokumenty ogłoszone przez pierwszego powojennego prezydenta Edwarda Benesza sankcjonowały wydalenie Niemców i gwarantowały amnestię za ich zabijanie (od 15 tys. do 240 tys. – liczba nie jest dokładna i zależy od źródła). Zastosowano rozwiązanie, w którym odpowiedzialność za zbrodnie dokonywane przez nazistów w czasie wojny miała być zbiorowa.
Nad bramą obozu w Linzer-Vorstadt niedaleko Budziejowic powieszono napis „Oko za oko, zub za zub". Wśród strażników znaleźli się byli więźniowie obozów koncentracyjnych. Nietrudno więc wyobrazić sobie, że niektórzy z nich mogli dążyć do odwetu na Niemcach. W literaturze wspomnieniowej można przeczytać drastyczne i dramatyczne relacje przebywających tam ludzi o dokonywanych tam aktach brutalnej przemocy także wobec kobiet, dzieci i osób starszych. Ci, którzy trafili do obozów, traktowani byli jak źródło taniej siły roboczej. Więźniowie mieli sami pokrywać koszty utrzymania. Stawki godzinowe wynosiły 3,60 korony dla mężczyzny i 3 korony dla kobiety, tydzień roboczy nie mógł przekraczać 98 godzin, a 20 proc. dochodów brutto z pracy więźniów należało wpłacać do skarbu państwa. Okazało się – jak pisze Jerzy Tomaszewski – że niektórzy Czesi, dyskryminowani dotąd, lecz tchórzliwie akceptujący okupację, teraz chcieli wykazać się „patriotyczną" gorliwością i brać odwet na oprawcach, traktując wszystkich Niemców jako sprawców ich nieszczęścia.
Do dziś trudno o dokładne dane. Jak podają Czesi, do końca 1946 r. z terenów Czechosłowacji wysiedlono 2,2 mln Niemców. W kraju miało pozostać około 200 tys. obywateli pochodzenia niemieckiego.
Nie wydarzyło się nic złego?
Sprawa Niemców sudeckich powróciła po 1989 r. wraz z upadkiem reżimu komunistycznego w krajach Europy Środkowej. Już w grudniu 1989 r. po objęciu urzędu prezydenta Czechosłowacji Vaclav Havel powiedział, że Czesi mają obowiązek przeprosić za zło popełnione wobec etnicznych Niemców. Szybko jednak, po fali krytyki, złagodził swoje stanowisko. Aż do dziś – jak twierdzi Jiři Pahe – większość Czechów jest przekonana, że nie wydarzyło się nic złego, że wypędzenie było właściwą reakcją na to, co niemieccy obywatele wyrządzili Czechom. Stanowisko polityków jest bardziej stonowane. Dostrzegają oni zło, choć niektórzy z nich – jak Vaclav Klaus – postrzegają wypędzenia jako wyraz sprawiedliwości dziejowej. Sytuację zaognia kwestia restytucji praw i majątków Niemców sudeckich. Sprawa ta powracała w trakcie negocjacji przed wstąpieniem Czech do NATO i Unii Europejskiej.
O stosunku czeskiego społeczeństwa świadczy także fakt, że stanowisko jednego z kandydatów w ostatnich wyborach prezydenckich – Karla Schwarzenberga – zaważyło w dużym stopniu na jego sytuacji. Schwarzenberg, pochodzący ze zniemczonej rodziny arystokratycznej, tuż po wojnie – z racji swojego pochodzenia – został uznany niesłusznie przez władze komunistyczne za zwolennika nazizmu i wydalony z kraju. Podczas kampanii wyborczej naraził się opinii publicznej, twierdząc, że wypędzenie było złem i że nie można go przedstawiać nawet po latach jako dobrodziejstwa. Kwestia Niemców sudeckich pozostaje w dalszym ciągu nierozwiązana i budzi gorące emocje po obu stronach. Nawet dziś trudno wyobrazić sobie konsensus i tak zapewne już pozostanie.
Skomentuj