Okupacja hitlerowska oraz sowiecka kojarzą się nam przede wszystkim z obozami koncentracyjnymi, łagrami, masowymi mordami, wojną partyzancką, przymusowymi robotami oraz zniszczeniem lub grabieżą dóbr kultury. Wszystkie te czynniki, które złożyły się na wielką tragedię i hekatombę narodu polskiego, są oczywiście ogromnie ważne, lecz zazwyczaj poświęca się im tak wiele uwagi, iż zapomina się o jeszcze jednym, niezwykle istotnym aspekcie polityki wyniszczania podbitej Polski, a mianowicie – zalewaniu jej podłą walutą.
Do XX w. technika ta była względnie rzadko stosowana. Najczęściej państwa, które dokonywały podbojów zamierzały zdobyte kraje przyłączyć do swego terytorium, dlatego dążyły do szybkiego ujednolicenia ich z resztą swego obszaru. Jednakże techniki podboju w XX wieku były tak dalece odmienne od tych stosowanych wcześniej, jak obozy koncentracyjne różniły się od ludobójstw minionych wieków. W przypadku Niemiec celem postawionym sobie przez Hitlera była ostatecznie likwidacja wszystkich Polaków – wstępem do tego miało być zmuszenie ich do posługiwania się kiepską walutą.
Wysiłki Adolfa Hitlera w zakresie polityki pieniężnej w czasie II wojny światowej polegały przede wszystkim na tym, aby zachować względnie stabilne ceny na terenach Rzeszy. Koszt ponoszenia ogromnych wydatków, jakie pochłaniała jego armia, został zwyczajnie przerzucony na podbite kraje. Polska, Czechy, Holandia i Francja płaciły ogromną daninę na rzecz Niemiec w postaci rabowanego mienia, podatków oraz kontrybucji. Napływające do Rzeszy pieniądze i dobra sprawiały, że pomimo wielkiego wysiłku finansowego, jakim było prowadzenie wojny na kilku frontach jednocześnie, Niemcy przez długi czas cieszyły się względną stabilnością swoich finansów.
Po zajęciu Polski Niemcy wcielili Wielkopolskę, Śląsk i Pomorze bezpośrednio do Rzeszy, dzięki czemu terenom tym oszczędzono tego, co spotkało Polaków z Generalnego Gubernatorstwa. Tam już 15 grudnia 1939 r. powołano do życia Bank Emisyjny w Krakowie, który miał emitować „polskie” złote, sygnowane nazwiskiem Feliksa Młynarskiego, przedwojennego prezesa Banku Polskiego. Nazwisko Młynarskiego miało służyć uwiarygodnieniu nowych papierowych banknotów wśród ludności polskiej, jako symbol ciągłości z przedwojennymi instytucjami. Feliks Młynarski uzyskał zgodę na zarządzanie kontrolowanym przez Niemców Bankiem Emisyjnym od rządu na uchodźstwie, choć wydaje się dziś, że była to bardzo lekkomyślna decyzja.
Nim jednak Polacy zaczęli się posługiwać „młynarkami” oraz markami niemieckimi, przyszło im przełknąć gorzki owoc przymusowej wymiany waluty. Na terenach włączonych do Rzeszy każdy dorosły Polak mógł wymienić na niemieckie marki co najwyżej 300 polskich złotych – nagłe pojawienie się zbyt wielkiej liczby nowych marek mogło wszak okazać się zbyt niekorzystne dla Niemców, których Hitler chciał dopieszczać stabilnymi cenami. Natomiast mieszkańcy Generalnej Guberni zostali zmuszeni do wymiany swoich pieniędzy dwukrotnie: najpierw na marki niemieckie, a następnie na „młynarki”. 300 złotych stanowiło wówczas niewielką sumę pieniędzy, dlatego ci, którzy nie mieli możliwości ulokowania oszczędności w środkach trwałych, ponieśli ogromne straty. Na pełną wymianę pieniędzy pozwolono wyłącznie Niemcom i kolaborantom.
Każda wydana przez Polaków złotówka Banku Emisyjnego w Krakowie była niczym cegiełka na rzecz okupantaDziałania wojenne Niemiec intensyfikowały się z każdym kolejnym miesiącem, co przekładało się na coraz większy zakres eksploatacji Polaków. Waluta Generalnego Gubernatorstwa nie posiadała praktycznie żadnego zabezpieczenia w postaci kruszców lub dewiz, co dawało Niemcom praktycznie nieograniczone możliwości dodruku banknotów tym bardziej, że „młynarki” nie wychodziły poza granice Generalnej Guberni. Dlatego właśnie, choć jeszcze w 1940 r. obieg pieniężny wynosił 1,3 mld złotych, cztery lata później wynosił już 10,1 mld. Narzucona siłą waluta przedstawiała tak znikomą wartość, że Polacy masowo od niej odchodzili, posługując się w zamian alkoholem, dewizami, a nawet żywnością. Wiele spośród najbardziej podstawowych towarów dostępnych było wyłącznie na kartki, co pokazywało dobitnie, jak niewiele był wart narzucony przez Niemców pieniądz.
Niemcy wykorzystywali „młynarki” do finansowania swojej armii oraz dobrobytu w granicach Rzeszy, płacąc nimi za wszelkie towary i usługi. Korzystający z narzuconej przymusowo waluty Polacy mogli mieć w zasadzie pewność, iż każda złotówka Banku Emisyjnego w Krakowie była niczym cegiełka na rzecz okupującego ich Wehrmachtu. Choć „młynarki” były łudząco podobne do przedwojennych złotówek, w rzeczywistości stanowiły instrument ogromnego wywłaszczenia Polaków.
Radzieckie eksperymenty
Bardzo podobnie do Niemców postępowali Rosjanie, którzy w równie błyskawicznym tempie podjęli się operacji przymusowej wymiany waluty. Choć rosyjski rubel posiadał czterokrotnie niższą siłę nabywczą niż polska złotówka, Moskwa nakazała wymianę złotych na ruble w stosunku jeden do jednego. Operacja wymiany była przeprowadzona bardzo szybko, aby ludność poniosła możliwie jak największe straty, czemu służył także skromny limit złotych, które można było wymienić na walutę Kraju Rad.
W odróżnieniu od Niemców, którzy docelowo pragnęli całkowitej eksterminacji narodu Polskiego, Rosjanie dążyli do zaprowadzenia rewolucji na całym świecie. W związku z tym wcielili wschodnie kresy II Rzeczpospolitej bezpośrednio do ZSRR. Byli w tym względzie mniej „wyrafinowani” niż Niemcy, gdyż dzieląc z okupowanym narodem swoją własną walutę, nie mogli go eksploatować przy pomocy papierowego pieniądza na korzyść rodzimej ludności. Skrajny egalitaryzm Związku Radzieckiego nakazywał, aby ciężar prowadzenia sztandaru rewolucji niosły solidarnie wszystkie narody.
Rubel był bardzo kiepską walutą i dlatego Polacy musieli przez prawie dwa lata ponosić społeczne koszty posługiwania się nim. Już sama inauguracja nowego, sowieckiego rubla zakończyła się w 1923 r. hiperinflacją. Podjęte później kroki, zabezpieczające tę walutę przed dalszą deprecjacją, przyniosły chwilową poprawę, lecz, delikatnie mówiąc, rubel nie cieszył się na świecie renomą.
Warto tu dodać, że swoją własną akcję wywłaszczeniową przy pomocy waluty przeprowadzili także Litwini. Po zajęciu Wileńszczyzny władze litewskie zarządziły, wzorując się na Niemcach i Rosjanach, przymusową wymianę polskich złotych na lity. Dwa polskie złote miały być wymieniane na jeden lit przy maksymalnej kwocie 50 litów na osobę. Litwini byli w tym względzie mniej szczodrzy niż Niemcy, którzy ustalili wcześniej limit na 300 złotych. Ku wielkiemu nieszczęściu mieszkańców Wileńszczyzny, gdy w 1940 r. Litwę zajęli Rosjanie, doszło do kolejnej przymusowej wymiany, która ponownie ograbiła Polaków z ich jeszcze mniejszych zasobów gotówkowych.
Tymczasem po inwazji Niemiec na ZSRR wschodnie tereny Polski przeszły kolejną przymusową wymianę pieniędzy: tym razem Niemcy nakazali wycofać z obiegu rubla i wprowadzić markę. Choć miało to ostatecznie bardzo negatywny wpływ na kurs samej marki, cała uwaga Hitlera i jego doradców skupiła się na wschodnim froncie. Nie mogli sobie pozwolić na zachowanie w podbitych rejonach rubla, a jednocześnie sytuacja była zbyt dynamiczna, aby wprowadzić walutę analogiczną do „młynarek”.
Dobijanie leżącego
Myliłby się jednak ten, kto uważałby, iż najgorsze nieszczęścia związane z polityką walutową okupantów były już za Polakami. Być może najbardziej bolesny cios spadł na Polaków dopiero wtedy, gdy u końca konfliktu i tuż po nim zaczęli podnosić się z kolan. Po zainstalowaniu w Polsce Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego doszło do kolejnej, w niektórych regionach Polski już czwartej w czasie wojny przymusowej wymiany pieniądza wedle z góry ustalonego limitu. Pełniąca rolę banku centralnego Centralna Komisja Skarbowa zarządziła na Białostocczyźnie 23 października 1944 r., w przypadku tego regionu już piątą z kolei, przymusową wymianę waluty. Miejsce wprowadzonych tam w 1941 r. marek niemieckich zająć miały świeżo wydrukowane w Moskwie nowe, polskie złote. Ustalono limit 300 marek na osobę, co uszczupliło zasoby pieniężne mieszkańców regionu o ponad 90 proc.
Po „wyzwoleniu” pozostałych ziem należących do Polski dekret PKWN zastosowano także do nich, co poskutkowało kolejną falą wywłaszczenia. Polska była w tym względzie wyjątkowa na skalę światową, gdyż nigdzie indziej nie doszło do tak licznych przymusowych wymian walut w tak krótkim czasie. Nie dość, że wojna kosztowała życie kilka milionów Polaków oraz zniszczeniu uległa spora część polskich miast oraz infrastruktury, nasi rodacy musieli także połknąć niezwykle gorzką pigułkę wyniszczającej polityki pieniężnej okupantów. Z wielu względów można uznać za cud to, że Polska była w ogóle zdolna podnieść się z tak ogromnego poziomu zniszczeń. Podstawowym problemem finansowym Polski w czasie okupacji było jej faktyczne odseparowanie od rezerw złota, które we wrześniu 1939 r. zostały ewakuowane przez Rumunię i Turcję do Francji (następnie przejęli je kolaboranci z Vichy, ale szczęśliwie udało się je odzyskać, choć przez jakiś czas przebywały we francuskim forcie na Saharze). Papierowe banknoty, którymi posługujemy się na co dzień także i dziś, nie reprezentują same przez się żadnej realnej wartości. W pewnym więc sensie Polacy byli skazani na kiepską walutę, bo ich pieniądze od początku znajdowały się poza granicami kraju. Okupanci mieli więc ułatwione zadanie, gdyż nie ograniczał ich żaden zapas prawdziwego, kruszcowego pieniądza.
Powojenny epilog
Metody wykorzystywane w czasie wojny przydały się później komunistycznej władzy, która przez kilka powojennych lat prowadziła regularną wojnę z podziemiem. Choć od października 1944 r. rozpowszechniano już nowe, socjalistyczne złotówki, komuniści wcale nie powiedzieli ostatniego słowa. Polska nie była jeszcze w pełni ujarzmiona, a ludność przystąpiła do energicznego podnoszenia kraju z gruzów. W całym kraju kwitł handel, a wśród ruin zaczęły się pojawiać kolorowe szyldy punktów usługowych.
Taki obrót wydarzeń był interpretowany przez komunistów, jako wielkie zagrożenie dla ich władzy. Własności prywatnej w systemie komunistycznym miało przecież nie być – początkowo tolerowano ją przede wszystkim dlatego, iż pomogła postawić kraj na nogi. Gdy sytuacja nieco się ustabilizowała, przystąpiono do wielkiego wywłaszczenia walutą praktykowanego wcześniej w czasie wojny. Wieczorem 28 października 1948 r. ogłoszono nieoczekiwanie, że już następnego dnia (w niedzielę) dotychczasowe banknoty tracą wartość. Ludności pozostawiono zaledwie 10 dni na dokonanie wymiany, oczywiście wedle ustalonych limitów.
Można powiedzieć, że w wyniku tej akcji ostatecznie złamano opór społeczeństwa, które pozbawione zostało bazy materialnej potrzebnej do jakiejkolwiek zorganizowanej akcji skierowanej przeciwko komunistycznej władzy. Wiele osób, które mozolnie pracowały po wojnie na rzecz poprawy bytu zostało z dnia na dzień pozbawionych zaoszczędzonych środków i zdało sobie sprawę z tego, iż tak naprawdę do podobnego wydarzenia może dojść w każdej chwili. Nadzwyczajny środek z czasów wojny został wykorzystany bez zapowiedzi w czasach pokoju, co miało ogromne znaczenie psychologiczne dla wszystkich Polaków, którzy stracili nadzieję na zmianę sytuacji w przyszłości.
Ostateczny bilans wojenny był dla Polski druzgocący. Licząc łącznie z powojenną przymusową wymianą pieniędzy zarządzoną przez komunistyczny rząd, każdy region Polski przeżył pięciokrotną, a niekiedy nawet sześciokrotną przymusową wymianę pieniędzy przy rażąco niskim limicie. Na dodatek praktycznie większość walut, jakimi przyszło posługiwać się Polakom w czasie wojny, stanowiły tak naprawdę niewiele warte substytuty prawdziwych pieniędzy (dotyczyło to także marki niemieckiej, która pod koniec wojny straciła mocno na wartości). Oznaczało to, że cały kraj został totalnie wyniszczony pod względem gospodarczym i nie był w stanie w jakikolwiek sposób realnie przeciwstawić się agresji komunistycznej. W czasie wojny inne kraje również poniosły wielkie straty ludnościowe oraz infrastrukturalne, ale poza Polską żadnemu z nich nie przyszło w udziale stać się przedmiotem tak intensywnej eksterminacji polityką walutową. Brak szerszej wiedzy w społeczeństwie na ten temat można jedynie przypisać temu, iż nadal niewiele osób ma świadomość, że państwowa waluta to tak naprawdę ukryty podatek na wielką skalę.
Skomentuj