W epoce nadmiaru informacji medialnej i niedoboru wiedzy jednostkowej niczego nie należy przyjmować za oczywiste, przypomnijmy więc: Jan Karski, bo pod takim nazwiskiem zapisał się nie tylko w polskich dziejach, to słynny emisariusz Polskiego Państwa Podziemnego w latach II wojny światowej, pierwszy, który powiadomił władze polskie na emigracji i przywódców państw alianckich o eksterminacji Żydów oraz o sile, skali działań i organizacji polskich struktur podziemnych, nie mających sobie równych w całej okupowanej Europie. Jedną i drugą relację liderzy polityczni i wojskowi koalicji antyhitlerowskiej przyjęli sceptycznie i z lekceważeniem. Kiedy wojska zwycięskich armii wkroczyły do niemieckich obozów koncentracyjnych, a świat zamarł z przerażenia, nikt na Zachodzie nie chciał pamiętać, że informacje o holocauście, połączone z rozpaczliwymi prośbami o interwencję, dotarły z Polski dzięki Karskiemu znacznie wcześniej. Po wojnie jeden z jej nieznanych bohaterów, pracownik służby dyplomatycznej II RP, pozostał na emigracji, obronił doktorat i wykładał na Uniwersytecie Georgetown, gdzie kształcił w dziedzinie politologii przyszłych luminarzy amerykańskiego życia politycznego, w tym jednego z prezydentów. Przez wiele lat stronił od życia publicznego, nie wypowiadał się, poza salą wykładową, w sprawach dotyczących zdarzeń, których był świadkiem, również na temat Zagłady. Studiował za to materiały i, zachęcony sukcesem opublikowanej w 1944 r. książki poświęconej polskiemu podziemiu, pisał. Owocem wieloletnich badań była wydana po raz pierwszy po angielsku w 1985 r. (pierwsze polskie wydanie miała w roku 1992) książka, o której tu mowa.
Drugą, bieżącą edycję wstępem opatrzył Timothy Snyder. I zawarł w nim zachętę do lektury po części zaskakującą. Pisze mianowicie: „Powód, dla którego studium to warto wznawiać i czytać nie ogranicza się jedynie do przypomnienia niezłomnej postawy autora. (…) to książka samowystarczalna jako dzieło klasyczne, niestety zapomniane. Przypomina nam o cnotach tradycyjnej historii dyplomacji”. Trudno oprzeć się wrażeniu, że amerykański historyk czuje się zobowiązany do usprawiedliwienia faktu wydania dzieła Karskiego, a przy tym wyznacza mu miejsce wśród klasyków, tyleż nobliwe, co redukujące krąg dzisiejszych odbiorców. To przesadna zapobiegliwość – praca wykładowcy z Georgetown jest rzeczywiście samowystarczalna i aktualna, a świat tak niechętnie uczy się historii, że nie ma powodów sądzić, aby miała tę aktualność utracić. Tym bardziej, że podejmuje temat niezwykle trudny i wciąż drażliwy.
Nie jest to bowiem sensu stricto historia dyplomacji polskiej i Polski dotyczącej we wskazanym przez autora okresie. Karski, bogaty w zaprawione goryczą doświadczenia emisariusza, podjął się rekonstrukcji niezwykle złożonej struktury interesów, powiązań, podległości, napięć, dążeń zbiorowości i predyspozycji indywidualnych, którą dla uproszczenia nazwać można polityką międzynarodową. Wskazał z powodzeniem, że jest to struktura niestabilna, ulotna i podatna na czynniki tak efemeryczne jak ignorancja czy osobiste animozje ludzi władzy. Ilustracji tego założenia – tak gęstych i wyrazistych jak opis propozycji Roosevelta w Jałcie czy analiza szczególnego talentu Józefa Becka do wzbudzania nieufności i niechęci nawet wśród sojuszników przedwojennej Polski – nie znajdziemy w typowych panoramicznych ujęciach dziejów najnowszych. A równocześnie zadziwiająco trwała w swych istotnych elementach, gdy chodzi o zapewnienie jej konstruktorom bezpieczeństwa i jak najwyższej wygranej w nieustającej grze o dominację. W tak wyznaczonych ramach teoretycznych autor zawarł próbę odpowiedzi na pytanie, czy Polska zdołałaby uniknąć katastrofy II wojny światowej i jej rezultatów, gdyby jej przywódcy podejmowali inne decyzje i innych dokonali wyborów. Własną opinię, będącą niejako rozstrzygnięciem tej zasadniczej kwestii, sformułował już na początku, stwierdzając, że: „od wskrzeszenia Polski pod koniec I wojny światowej aż po jej zgon w następstwie II wojny światowej raz tylko dane było Polakom zadecydować samodzielnie o własnym losie. Było to podczas wojny polsko-bolszewickiej lat 1919–1920”. Tak zdecydowana teza znajduje bardzo szczegółowe rozwinięcie w kolejnych rozdziałach, omawiających relacje Rzeczpospolitej z sąsiadami, nieudane ostatecznie inicjatywy zmierzające do stworzenia politycznej koalicji zabezpieczającej pozycję Polski w regionie i niemal wyłącznie przedmiotową rolę ojczyzny w dyplomatycznych działaniach potęg określających wówczas kształt świata. Dwa aspekty tej analizy zasługują na podkreślenie.
Po pierwsze, pamiętać trzeba, że twórca dzieła spisywał je nie tylko jako wnikliwy badacz, ale i jako świadek epoki, obserwator i uczestnik wielu opisywanych sytuacji. Dzięki temu zdarzenie z naszej, „wszystkowiedzącej” perspektywy epizodyczne – a każdy rozdział jest ich pełen – urasta do takiej rangi, jaką miało w prezentowanym momencie, w ocenie ludzi wtedy o nim informowanych. Anegdota historyczna zaś nabiera barw, podana jest w sposób emocjonalny, bo na obiektywizm uczonego nałożyły się w jej przytoczeniu subiektywne kręgi wspomnień. Co więcej, autor tych zapisów był Polakiem. Można to uznać za problem, kierując się przekonaniem, że w takim razie nie mógł zdobyć się na odpowiednio wyważone spojrzenie z oddali. Z drugiej strony jednak, jak śpiewał Jacek Kaczmarski, „tylko ofiary się nie mylą i tak rozumieć trzeba Jałtę”.
Po drugie, mimo owego zakorzenienia w świecie opisywanym Karski uniknął niebezpieczeństw metahistorii w takim rozumieniu tego terminu, jakie przywoływali Hayden-White czy sam Snyder. Najprościej mówiąc, nie uległ mitycznemu przekonaniu o szczególnej roli Polski w procesie dziejowym i potrafił zobaczyć ten proces z punktu widzenia innych narodów i państw. W rezultacie jego praca pozwala na redefiniowanie, a przynajmniej zmusza do wzięcia pod uwagę relatywności wyobrażeń takich jak zdrada sojuszników, genetycznie antypolska postawa naszych sąsiadów, tych mniejszych i tych mocarstwowych, bezradność niewinnych wobec nikczemności szubrawców. W swoich oczach każdy naród jest bez winy. W oczach obcych to on właśnie zmusza swych sprzymierzeńców do czynów niegodnych, a wrogów prowokuje do działania buńczuczną nieugiętością w czasie koniecznych kompromisów. A historyk, nawet najbardziej kompetentny, żyje przecież po konkretnej stronie granicy. To jeszcze jedna, bodajże najważniejsza lekcja, jakiej udziela nam Jan Karski.
Jan Karski
Wielkie mocarstwa wobec Polski 1919–1945. Od Wersalu do Jałty
Wydawnictwo Poznańskie
Skomentuj