Któż nie słyszał o polskich szwoleżerach otwierających szaleńczą szarżą drogę w wąwozie Somosierra dla armii cesarza Napoleona ciągnącej na Madryt. Ta lekka jazda gwardii stała się jednym z elementów napoleońskiej legendy i utrwaliła opinie o „fantazji” polskiej kawalerii, która bez wahania, na jedno skinienie cesarza, rzucała się na ziejące ogniem armaty. Była jednak w armii Napoleona jeszcze jedna polska formacja kawaleryjska, która według współczesnych pojęć wojskowych, spokojnie mogłaby zostać zaliczona do wojsk specjalnych. Ci „konni komandosi” okazali się niezwykle skuteczni w walce z największą zmorą wojsk napoleońskich – kozakami.
Krakusi – bo o nich tutaj mowa – z chłopskich rekrutów, niezdyscyplinowanych, słabo uzbrojonych i wyszkolonych, dosiadających marnych koni „bardziej do psów podobnych” stali się awangardą (dosłownie) ostatniej Wielkiej Armii Napoleona. Za bohaterstwo na polu walki, w czasie krótkiej, paromiesięcznej służby, zdobyli aż 77 Krzyży Virtuti Militari!
W wojnie z Rosją w 1812 r. polska kawaleria okazała się niezwykle skuteczna. Kawalerzyści znający język, przyzwyczajeni do rosyjskich mrozów i błotnistych bezdroży, które na mapach nosiły miano dróg i traktów, przewyższali pod każdym względem swych towarzyszy broni z francuskich i sprzymierzonych pułków kawalerii Wielkiej Armii. Niestety, było to też powodem ich olbrzymich strat w czasie tej nieszczęsnej kampanii. Pełniąc rolę „straży pożarnej”, byli nieustannie wysyłani na najbardziej zagrożone odcinki wciąż zmieniającego się frontu. Napoleon bez pardonu rzucał ich do walki z rosyjską jazdą, piechotą i, niestety, często też artylerią. W ten sposób wytracił ponad dwadzieścia pułków jazdy liczących 30 tys. szabel z Księstwa Warszawskiego i Litwy. Większość ludzi i koni, ubezpieczając odwrót resztek Wielkiej Armii, padła w ogniu karabinów i armat lub zmarła na mrozie z wycieńczenia. Do końca grudnia
1812 r. do kraju powróciła mniej niż połowa polskich kawalerzystów, a ci, którzy przeżyli, byli najczęściej chorzy lub ranni. Straty wielu pułków sięgały jednej trzeciej stanu.
Piechota na koń!
W tym czasie Napoleon starał się jak najszybciej odbudować swe siły, by stawić czoła nieuchronnej ofensywie armii rosyjskiej i jej sprzymierzeńców. Naciskał więc na naczelnego wodza armii Księstwa Warszawskiego, księcia Józefa Poniatowskiego, by jak najszybciej i wszelkimi sposobami odtworzył polską jazdę. Proponował nawet (do czego Francuzi wracali i później), by na konie posadzono polską piechotę – wszak Polacy są urodzonymi kawalerzystami.
Dekretem Rady Ministrów z 20 grudnia 1812 r. zarządzono pobór jednego uzbrojonego konnego z 50 dymów (zagród). Jednak ziemie polskie były już mocno ogołocone z koni wierzchowych i większość poborowych stawiła się na małych, lichych, chłopskich „mierzynkach”. Okazało się, że rekruci nie nadają się do wcielenia do pułków liniowych. Wobec tego książę Poniatowski przychylił się do pomysłu jednego ze swych wybitnych dowódców kawalerii, generała brygady Jana Nepomucena Umińskiego, by stworzyć z nich zupełnie nową formację lekkiej jazdy, „która byłaby zdatna do służby na przednich posterunkach”. Na jej główną siedzibę wyznaczono Częstochowę, a pierwszym dowódcą i organizatorem został sam pomysłodawca – generał Umiński, były dowódca 10. pułku huzarów. Żołnierze rekrutowali się głównie z departamentów krakowskiego, kaliskiego, radomskiego i poznańskiego, czyli z tych ziem Księstwa, na których jeszcze można było dokonać poboru przed wkroczeniem na nie sił rosyjskich.
Początki „jazdy dymowej” nie były łatwe. Słabo wyszkoleni i zdyscyplinowani rekruci dezerterowali masowo, a ich pierwsza styczność bojowa z wrogiem – 12 lutego 1813 r. pod Stawiszynem – zakończyła się klęską. Czołowe oddziały generała Wintzingerode rozbiły 800 jeźdźców dymowych pułkownika Biernackiego, który ranny dostał się do niewoli. Nie zniechęciło to jednak generała Umińskiego i w marcu 1813 r. na nowo zreorganizował on oddziały jazdy dymowej, wcielając najsłabszych jeźdźców do piechoty. W tym czasie zorganizowano trzy pułki (po 500 ludzi każdy), które nazwano pułkami straży przedniej.
Gdy na początku maja 1813 r. kawalerzyści pułków przednich po raz pierwszy przedefilowali przed księciem Poniatowskim stojącym na tarasie pałacu „Pod Lipami” w Krakowie, by niebawem wyruszyć na wojnę za granice Księstwa, wyglądali nadal jak kosynierzy Tadeusza Kościuszki posadzeni na konie. W szarych, białych lub granatowych sukmanach, z krakuskami na głowach z czarnym lub białym „barankiem” na otoku, dzierżyli w dłoniach długie lance bez proporców, a na sznurkach mieli zawiązane pistolety i szable „jak Bóg dał”. Już wtedy ta chłopska jazda kojarzyła się księciu z sotniami kozackimi.
7 maja 1813 r. armia Księstwa Warszawskiego, już jako VIII Korpus Wielkiej Armii, przekroczyła granicę austriacką i ruszyła w kierunku Saksonii. 27 czerwca Napoleon przychylił się do propozycji księcia Poniatowskiego i z polskich trzech pułków straży przedniej utworzono pułk awangardy. Od czapek noszonych przez jego żołnierzy nazwano go pułkiem krakusów, a jego dowódcą od 8 lipca został major Kajetan Dunin-Rzuchowski z 3. pułku ułanów. Jednocześnie ten lekki pułk jazdy połączono z ówczesną najcięższą formacją kawaleryjską – kirasjerami z 14. pułku kirasjerów pułkownika Kazimierza Dziekońskiego. Oba pułki stworzyły brygadę straży przedniej pod dowództwem generała Jana Nepomucena Umińskiego.
Pułk krakusów ze względu na podobieństwo koni i uzbrojenia przeznaczono przede wszystkim do zwalczania kozaków i pod tym kątem przystąpiono do intensywnego szkolenia. Trenowano głównie manewrowość i zwinność poruszeń. Wszystkie komendy wykonywano w galopie. Sygnałów nie podawano trąbką, lecz bezgłośnie za pomocą buńczuka. Wielką wagę przywiązywano też do indywidualnej sprawności i samodzielności żołnierzy. W ciągu kilku miesięcy krakusi opanowali działania na modłę kozacką: podjazdy, ubezpieczenia, a przede wszystkim zagony i dywersję na tyłach wroga.
Swoim poziomem wyszkolenia zdumieli cesarza, który 25 września 1813 r. w Grossharthau w Saksonii osobiście dokonał przeglądu pułku. W czasie pokazu cały oddział wykonał przed nim manewr rozwijania i zwijania szyków, zmianę frontu i atak, wykonując wszystko w pełnym galopie i całkowitej ciszy, według sygnałów optycznych wykonywanych buńczukiem. Następnie jeźdźcy zaprezentowali swe umiejętności indywidualne, na przykład chwytając w galopie z ziemi czapki, kamyki, a nawet piasek. Zachwycony Napoleon powiedział do księcia Poniatowskiego: „Właśnie oglądałem pańską jazdę pigmejską, muszę mieć 3 tys. podobnej!”. Określeniem „pigmejska” cesarz w żartobliwy sposób nawiązywał do małych, niepozornych wierzchowców, jakich dosiadali krakusi, ale znał już ich wartość, bo takie same wytrzymałe konie spotkał u kozaków w Rosji w 1812 r.
Jednocześnie Napoleon polecił ujednolicić umundurowanie pułku. Dzięki granatowym kirezjom (kurtkom), karmazynowym szarawarom (spodniom) z lampasami, a przede wszystkim szarym opończom (płaszczom) z kapturami i długim lancom bez proporców upodobnili się zupełnie do kozaków.
W Saksonii i Francji
Do pierwszego starcia krakusów z nieprzyjacielem w jesiennej kampanii 1813 r. doszło 17 sierpnia. Współdziałając z kirasjerami, starli się z austriacką piechotą i huzarami w drodze na Frydlant. 5 września pod Ebersbach doszło do potyczki z ich „głównym” przeciwnikiem – kozakami. Trzy szwadrony krakusów pod dowództwem majora Rzuchowskiego i kapitana Celińskiego rozbiły sześć sotni kozaków generała Wasilczykowa. Wśród szeregu kolejnych potyczek z nieprzyjacielską kawalerią i kozakami warto wymienić starcie pod Strahwalde 9 września. Odpierając natarcie straży przedniej korpusu Langerona, krakusi wraz z kirasjerami doszczętnie rozbili dwa szwadrony rosyjskich dragonów, a następnie samodzielnie rozpędzili cały pułk kozaków pułkownika Grekowa, zdobywając jego sztandar. Za ten czyn sierżant Franciszek Godlewski otrzymał z rąk księcia Poniatowskiego Virtuti Militari, a od cesarza Napoleona Legię Honorową.
Na początku października 1813 r. krakusi wraz z 14. pułkiem kirasjerów zostali osobistą eskortą naczelnego wodza, księcia Józefa Poniatowskiego. 9 października pod osobistym dowództwem księcia szarżowali zwycięsko pod Zedtlitz na oddziały generała Pahlena, a w szarży pod Wachau 16 października rozbili kozaków gwardii. Jednak ich głównym zadaniem stały się w tym okresie „działania specjalne” na tyłach wroga. W szarych płaszczach i z kapturami postawionymi na sztorc, z opuszczonymi lancami na modłę kozacką wprowadzali w błąd nie tylko nieprzyjaciela, ale i własne oddziały. W takim przebraniu niejednokrotnie przenikali pod obozy nieprzyjacielskie, czyniąc w nich ogromne zamieszanie. Między innymi patrol pułkownika Dziekońskiego przeniknął do głównego obozu armii austriackiej w Eckartsbergu i uprowadził z niego dziewięciu jeńców, w tym generała.
W ostatnim dniu „bitwy narodów” pod Lipskiem – 19 października 1813 r. pluton krakusów (reszta pułku znalazła się w Lindenau) z częścią pułku kirasjerów jako osobista eskorta walczył u boku księcia Poniatowskiego do chwili jego bohaterskiej śmierci w nurtach Elstery. Po bitwie pojawiły się pogłoski, że krakusi byli mimowolną przyczyną jego śmierci, gdyż saperzy francuscy mieli wziąć ich za czujki kozackie i przedwcześnie wysadzili most na Elsterze, odcinając tym samym drogę odwrotu oddziałom księcia.
W wyniku bitwy pod Lipskiem pułk krakusów zmniejszył się do około 280 żołnierzy i wraz z resztą rozbitej armii Napoleona znalazł się we Francji w rejonie Sedanu. Tutaj nastąpiła ostatnia już reorganizacja oddziału. Na podstawie dekretu cesarskiego z 18 grudnia 1813 r. z krakusów utworzono tak zwany 1. pułk eklerów (1er Régiment d’Éclaireurs) pod dowództwem pułkownika Aleksandra Oborskiego, a następnie pułkownika Józefa Dwernickiego. Jego żołnierze mieli nadal pełnić rolę „zapory” przeciwko kozakom. Podkreślał to nowy mundur formacji, który przypominał ubiór pogromców armii rosyjskiej w górach Kaukazu – Czerkiesów. Jego głównym elementem były granatowe wołoszki z naszytymi na czerkieską modłę kartuszami na piersiach (gazyrami), granatowe spodnie z amarantowym lampasem i amarantowe czapki przypominające kształtem melona – podobne nosili Tatarzy krymscy (oficerowie zachowali ułańskie rogatywki), zmianie nie uległ jedynie długi, szary płaszcz z kapturem, który miał przypominać opończe kozackie.
Mimo trudności kadrowych i związanych z wyposażeniem (głównie z brakiem koni) pułk na początku 1814 r. wrócił do walki. 28 marca pułk eklerów pokonał pod Claye kawalerię pruską. Ich ostatnią akcją bojową okazała się szarża na huzarów pruskich pod Clichy na rogatkach Paryża 30 marca 1814 r. To właśnie Polacy mieli oddać ostatnie strzały armatnie w tej wojnie.
W lipcu 1814 r. dwustuosobowy oddział krakusów, jako honorowa eskorta zwłok księcia Józefa Poniatowskiego, powrócił z Lipska do Warszawy. Reszta pułku powróciła do kraju w sierpniu tego roku w korpusie generała Wincentego Krasińskiego. Pułk definitywnie rozwiązano pod koniec 1814 r., część jego żołnierzy znalazła się w 1. pułku ułanów Królestwa Polskiego.
Oddziały krakusów były reaktywowane w armiach kolejnych powstań polskich przeciwko zaborcom; podejmowano próby odtworzenia ich tradycji także w armii odrodzonej Polski (Referat Krakusów przy Departamencie Kawalerii Ministerstwa Spraw Wojskowych), ale nie miały one już tak elitarnego charakteru jak chłopska jazda armii Księstwa Warszawskiego z 1813 r. ν
Skomentuj