Oto nowa teoria dotycząca zbrodni katyńskiej, tej właściwej – z wiosny 1940 r. – oraz jej drugie dno, na którym znajdziemy inne, nieznane ofiary i prawdopodobne miejsca ich straceń.
Teorię oparłem na podstawie badań setek dokumentów sowieckich i polskich oraz na analizie różnych faktów. Najważniejszą konkluzją jest sformułowanie tezy, że wiosną 1940 r. kierownictwo sowieckie ostatecznie podjęło decyzję o przeprowadzeniu wielkiej operacji wymierzonej przeciwko obywatelom polskim znajdującym się pod jurysdykcją państwa sowieckiego w celu ostatecznego rozwiązania kwestii polskiej na ziemiach inkorporowanych. Udało mi się odtworzyć kilkudziesięcioosobowy skład sztabu tej wielkiej operacji w jej początkach oraz jej główne cele wykraczające poza tytułową zbrodnię. Może wydać się to nawet szokujące, ale od wiosny 1940 do lata 1941 r. pod kierownictwem wysokich funkcjonariuszy NKWD ZSRS opracowywano taką koncepcję i być może zaczęto snuć pierwsze wizje, które nieco później legły u podstaw idei tzw. Polski Ludowej oraz utworzenia LWP.
Śmierć, wyzysk, wygnanie
Cele owej operacji polskiej z 1940 r. – moim zdaniem – były następujące:
1. Fizyczne wyeliminowanie elementu wrogiego wobec ZSRS, w szczególności potencjalnych przywódców antysowieckich oraz rzeczywistych i potencjalnych konspiratorów, osób gotowych walczyć zbrojnie w odtworzonym na Zachodzie Wojsku Polskim przeciwko ZSRS – tu mieszczą się zbrodnia katyńska i jej drugie, nieznane dno.
2. Stworzenie skutecznej polityki aresztowań, inwigilacji i rozpoznania agenturalnego, które umożliwiłyby sprawny zarząd terytoriami podbitymi.
3. Stworzenie „konspiracji" polskiej podległej NKWD jako elementu skanalizowania i kontrolowania polskiego oporu na terenie okupacji niemieckiej oraz wykorzystanie do celów wywiadowczych i kontrwywiadowczych.
4. Neutralizacja elementu antysowieckiego na terenach podbitych poprzez łagry i więzienia, względnie śmierć poprzez pracę użyteczną dla potrzeb imperium.
5. Deportacja z terytorium Kresów elementu niepewnego – zwłaszcza rodzin aresztowanych i jeńców wojennych, leśników, osadników wojskowych – a także zapoczątkowanie i przeprowadzenie w krótkim czasie wymiany ludności.
6. Stworzenie pod sowieckim patronatem polskiej armii i polskiego rządu jako głównego elementu późniejszej ekspansji.
7. Studia nad przyszłą Polską, tworzenie jej nowych elit w różnych dziedzinach.
W sprawie zamordowanych jeńców Kozielska, Starobielska i Ostaszkowa wszystko prawdopodobnie zostało z grubsza poznane, ujawnione i opisane. Drugie dno dotyczy osób aresztowanych przez NKWD we wschodnich województwach II RP między 17 września 1939 a końcem lutego 1940 r.
Przeanalizujemy trzy płaszczyzny, które pokażą nam najważniejsze aspekty tej nieznanej zbrodni wraz ze szczegółami, które umożliwią określenie miejsc egzekucji oraz kategorii tych nowych ofiar.
Płaszczyzna pierwsza to ogólnie znane dokumenty – najważniejsze tropy prowadzące do tak radykalnej konkluzji znajdują się w decyzji politbiura CK WKP(b) z 5 marca 1940 r. o wymordowaniu polskich jeńców i więźniów oraz w poprzedzającej tę decyzję notatce Berii do Stalina, pochodzącej z początku marca 1940 r.. Ludowy komisarz spraw wewnętrznych ZSRS wnioskował w niej o wymordowanie 11 tys. spośród 18 tys. 632 więźniów przetrzymywanych w więzieniach w zachodnich obwodach Białorusi i Ukrainy, czyli – i to jest absolutnie fundamentalna kwestia – więźniów znajdujących się w licznych stałych i tymczasowych więzieniach oraz aresztach na Kresach Wschodnich II RP.
W tych przytoczonych dokumentach jest istotna sprzeczność i niekonsekwencja. Otóż dysponujemy setkami wiarygodnych polskich relacji, wspomnień i temu podobnych źródeł, z których jednoznacznie wynika, że tysiące aresztowanych obywateli polskich znajdowało się już pod koniec 1939 r. poza obszarem okupacji sowieckiej. Byli oni w więzieniach całego ZSRS, począwszy od więzień sowieckiej Ukrainy i Białorusi, poprzez centralną Rosję, a skończywszy na Władywostoku. Zaś notatka Berii do Stalina z początku marca 1940 r. i decyzja politbiura z 5 marca 1940 r. mówią nam tylko o dalszym losie więźniów przetrzymywanych przez NKWD we wschodnich województwach byłego państwa polskiego.
W oparciu o polskie relacje wiemy, że z największych więzień kresowych, z regularnością dwóch–trzech tygodni, wyjeżdżały liczące jeden–dwa tysiące więźniów transporty – początkowo na ogół do wielkich więzień na sowieckiej Ukrainie i Białorusi (szczególnie do więzień w Mikołajewie, Odessie czy Dniepropietrowsku). Mniejszymi grupkami lub czasami w pojedynkę przerzucano później tych więźniów dalej.
Z terenów nadgranicznych osoby aresztowane często od razu kierowano w grupach w głąb ZSRS. Podobnie działo się z osobami ujętymi przy próbach nielegalnego przekroczenia granicy, szczególnie podążającymi w stronę Węgier lub Rumunii.
Bardzo istotny jest także fakt, że więźniowie przetrzymywani i w więzieniach kresowych, i rozrzuconych po całym ZSRS byli oskarżeni o identyczne kategorie „przestępstw". I tu, i tam znajdowali się oficerowie i podoficerowie WP, polscy policjanci, żandarmi, urzędnicy państwowi i samorządowi, działacze polityczni, sędziowie i prokuratorzy, członkowie różnorodnych organizacji społecznych, politycznych itp., tzw. SOE (czyli – element społecznie niebezpieczny – najbardziej pojemna kategoria sowieckiego „prawa"), a także osoby podejrzewane o szpiegostwo lub udział w konspiracji prawdziwej bądź urojonej.
Na 18 tys. 632 więźniów kresowych mamy aż 6127 „zbiegów", czyli co trzeci więzień przetrzymywany w więzieniach na Kresach Wschodnich był osobą pochwyconą na granicy. Najliczniejsza kategoria. Ta sama prawidłowość dotyczy więźniów polskich przetrzymywanych w więzieniach w głębi ZSRS.
Powyższe podobieństwa świadczą, że los wszystkich więźniów musiał zostać rozstrzygnięty według tego samego trybu i tych samych kryteriów. Jak w piśmie Berii do Stalina z początku marca 1940 r.: „Biorąc pod uwagę, że wszyscy oni (więźniowie i jeńcy) są zatwardziałymi, nierokującymi poprawy wrogami władzy sowieckiej, NKWD ZSRS uważa za niezbędne (...) rozpatrzyć (ich sprawy) w trybie specjalnym z zastosowaniem wobec nich najwyższego wymiaru kary – rozstrzelania".
Notatka Berii dla Stalina z 6 grudnia 1939 r. zawiera informację, że Od początku okupacji sowieckiej na kresach wschodnich aresztowano 409 tys. polskich obywateli
Wreszcie jeszcze jeden ważny sygnał pochodzący z decyzji politbiura WKP(b) z 5 marca 1940 r. Gdyby – rozważając problem teoretycznie – decyzja ta została rozbita na dwa odrębne postanowienia przypisane do dwóch różnych posiedzeń politbiura, z których pierwsza traktowałaby tylko o losie jeńców wojennych z Kozielska, Ostaszkowa i Starobielska, a druga zupełnie oddzielnie tylko o losach więźniów przetrzymywanych w więzieniach na Kresach Wschodnich, to nigdy nie domyślilibyśmy się, że tysiące więźniów zginęło w ramach tej samej operacji katyńskiej na mocy jednej decyzji.
Możemy więc wstępnie założyć, iż władze sowieckie, rozwiązując problem polskich jeńców wojennych i więźniów z Kresów na mocy decyzji politbiura z 5 marca 1940 r., musiały postąpić analogicznie z pozostałymi więźniami polskimi w głębi ZSRS. Musiało to stać się w podobnym czasie i na mocy identycznej co do meritum, a nieznanej dotąd decyzji politbiura WKP(b), względnie – co bardziej prawdopodobne – rozszerzonej interpretacji decyzji z 5 marca 1940 r.
Zgubione 100 tysięcy ludzi
Płaszczyzna druga to analiza znanych, mało znanych lub nieznanych liczb dotyczących przede wszystkim osób aresztowanych przez Sowietów na ziemiach polskich po 17 września 1939 r. i „zagubienie" się w tych rachunkach wielu tysięcy więźniów – jak się wydaje – właśnie tych z więzień lub łagrów w głębi ZSSR.
Z miarodajnych danych sowieckich wynika niezbicie, że w okresie tzw. pierwszej okupacji sowieckiej aresztowano ogółem około 115 tys. obywateli polskich wszystkich narodowości. W tym też okresie w czterech masowych deportacjach (10 lutego 1940 r., 13 kwietnia 1940 r., maj–czerwiec 1940 r., 21 czerwca 1941 r.) wywieziono łącznie w głąb ZSSR około 325 tys. osób.
Do niewoli sowieckiej w trakcie kampanii 1939 r. dostało się też około 250 tys. żołnierzy, z których większość zwolniono jesienią 1939 r., pozostawiając w niewoli około 44 tys. jeńców wojennych. Liczba ta obejmuje 15 tys. oficerów i policjantów z Kozielska, Ostaszkowa i Starobielska oraz żołnierzy i oficerów WP internowanych na Litwie i Łotwie w 1939 r., a przejętych przez NKWD latem 1940 r. po aneksji republik bałtyckich. Suma wszystkich powyższych kategorii (115 tys. więźniów + 325 tys. deportowanych + 44 tys. jeńców) wynosi 484 tys. obywateli polskich w rękach aparatu NKWD. Od tej liczby odejmujemy znane nam ofiary zbrodni katyńskiej (tj. jeńców Kozielska, Ostaszkowa i Starobielska oraz osadzonych w więzieniach kresowych – 22 tys.), co daje nam w zaokrągleniu 462 tys. osób.
Po wybuchu wojny sowiecko-niemieckiej i nawiązaniu stosunków polsko-sowieckich ZSRS ogłosił 12 sierpnia 1941 r. tzw. amnestię, w wyniku której – tu dane sowieckie wykazują pewne niewielkie rozbieżności – zwolniono z więzień, łagrów, obozów jenieckich i miejsc deportacji między 389 tys. 41 a 391 tys. 575 osób. Przyjmuję dla uproszczenia, że ocalało 390 tys. ze wszystkich kategorii łącznie. Możemy zatem uznać, że z powodu trudnych warunków bytowych i klimatycznych oraz innych represji (np. tortury, pobicia) zmarło około 72 tys. obywateli polskich.
Ten jednakże dość dobrze wyjaśniony problem zupełnie burzą inne dokumenty. Otóż według sprawozdań dowództwa wojsk pogranicznych NKWD ZSRS na terenach przyłączonych do ZSRS w 1939 r. aresztowano 35 tys. ludzi usiłujących w czasie ucieczki z ZSRS przekroczyć granicę („pieriebieżczyki") i 145 tys. uchodźców z województw przyłączonych do Niemiec („bieżeńcy"). Daje to ogromną sumę 180 tys. osób.
Za próbę nielegalnego przekroczenia granicy „naruszyciele" otrzymywali wyrok od trzech do ośmiu lat łagru. W końcu lutego 1940 r. Beria wydał specjalne wytyczne o wysłaniu skazanych przez kolegia specjalne (OSO – Osobyje Sowieszczanija) „pieriebieżczików" w celu odbycia kary do północno-wschodniego łagru we Władywostoku. Dotyczyło to około 10 tys. osób, ale niekoniecznie musi oznaczać, że 10 tys. skazano, a pozostałych wypuszczono na wolność. Wiemy jednakże, że początkowo, zwłaszcza „bieżeńców", przeganiano z powrotem na stronę niemiecką. Mniejszy liberalizm panował w stosunku do „pieriebieżczików", a od początku tępiono najliczniejszą grupę naruszających granicę – niezależnie od kierunku jej przekraczania – składającą się ze szmuglerów i spekulantów. Nawet bardzo ostrożna symulacja za pomocą ekstrapolacji i z uwzględnieniem dużego spadku ruchu na granicach po upadku Francji pokazuje, iż w okresie od końca 1939 do czerwca 1941 r. wojska pograniczne NKWD mogły zatrzymać kilkaset tysięcy osób usiłujących nielegalnie przekroczyć którąś z nowych granic ZSRS.
Prof. Natalia Lebiediewa przed kilkunastu miesiącami odnalazła w jednym z archiwów moskiewskich, niestety w zespole niedostępnym dla badaczy z Polski, ściśle tajną notatkę Berii do Stalina z 6 grudnia 1940 r., w której ludowy komisarz spraw wewnętrznych ZSSR raportował, że od początku okupacji na Kresach Wschodnich aresztowano 409 tys. obywateli polskich. A do końca okupacji mamy przecież jeszcze siedem miesięcy! Tu ostrożna ekstrapolacja tej wartości, z uwzględnieniem różnych czynników, m.in. fal aresztowań, daje rząd wielkości 500–600 tys. osób aresztowanych dla całego okresu 1939–1941.
Nasuwa się zatem pytanie, które z tych liczb są prawdziwe i jak wytłumaczyć tak olbrzymie rozbieżności między nimi? Wytłumaczenie jest, jak mi się wydaje, dość proste. Prawdopodobnie NKWD prowadziło, przy pewnym chaosie, oddzielne zestawienia aresztowań dla pionów operacyjnych i oddzielne dla wojsk NKWD. Za taką interpretacją przemawiają znane nam liczby. Oto wojska pograniczne NKWD zatrzymały w 1939 r. – o czym mówiłem – 180 tys. osób. Tymczasem na szczeblu niższym – republikańskim, według meldunków ludowych komisarzy spraw wewnętrznych USSR – Iwana Sierowa i BSSR – Ławrientija Canawy dla Berii, znamy jedynie stan na dzień 27 listopada 1939 r. W ewidencji NKWD odnotowano 5972 osoby aresztowane na terytorium tzw. Ukrainy Zachodniej (czyli na Kresach Południowo-Wschodnich) i 5845 osób aresztowano na tzw. Białorusi Zachodniej, czyli na Kresach Północno-Wschodnich – razem to 11 tys. 817.
W tej ostatniej statystyce pionów operacyjnych umyka grudzień 1939 r., ale gdyby liczby zatrzymanych w pionach operacyjnych (11 tys. 817) zsumować z zatrzymaniami wojsk pogranicznych (180 tys.), otrzymamy wynik, zgodnie z którym w 1939 r. wszystkie piony organów NKWD mogły zatrzymać około 200 tys. osób. W tej sytuacji liczba 409 tys. aresztowanych od początku okupacji do 6 grudnia 1940 r., którą podaje Beria w notatce do Stalina, wydaje się być właśnie sumą aresztowań w pionach operacyjnych i w pionie wojsk pogranicznych NKWD. Dalsza symulacja, już dla całego okresu od 17 września 1939 do 22 czerwca 1941 r., daje nam ogromną liczbę osób aresztowanych, wynoszącą przynajmniej około 600 tys. W stosunku do dotychczas obowiązującej liczby 115 tys. mamy nadwyżkę aż o 485 tys. Co się zatem stało z 485 tys. zatrzymanych?
Można przyjąć, że większość z nich NKWD – z powodów czysto logistycznych – musiało od razu wypuścić. Wojska pograniczne NKWD według własnych danych w 1939 r. łapały przecież dziennie 3 tys. ludzi (180 tys., a więc w ciągu 60 dni 3 tys.) i to – w świetle źródeł polskich – z pewnością jest wartość prawdziwa.
Z biegiem czasu liberalizm zmalał. Część złapanych zapewne od razu upychano do wagonów i odprawiano w głąb ZSRS. Nawet jeśli przyjmiemy, że z liczby 485 tys. wypuszczono aresztantów, to i tak pozostaje do wyjaśnienia los ponad 100 tys. ludzi.
Tropy do nieznanych kaźni
Podstawową kategorię zatrzymanych podczas prób nielegalnego przekroczenia granicy, szczególnie w początkach okupacji, tworzyli ludzie, których wojna rozrzuciła po całym polskim terytorium i którzy po jej zakończeniu wracali, z różnych kierunków, do domów. Dużą grupę stanowili też Żydzi, najpierw do wiosny 1940 r. uciekający spod zaboru niemieckiego do Sowietów, później – w odwrotną stronę. Znaczną kategorię tworzyli także szmuglerzy i spekulanci.
Do lata 1940 r. płynął również ku byłej południowej granicy Polski ogromny strumień młodych ludzi, którzy usiłowali przedostać się przez nią do tworzącej się we Francji polskiej armii. I to był z pewnością element bardzo groźny dla sowieckiego imperium, gdyż z niego rekrutowałaby się partyzantka i konspiracja na terenach okupowanych, a na zewnątrz – wroga armia. W tak dużym kontyngencie były również osoby rzeczywiście zajmujące się działalnością szpiegowską, różni łącznicy, kurierzy itp. czy w ogóle element antysowiecki, a za taki na przykład uważano ludzi usiłujących uciec z ZSRS, czyli „pieriebieżczików".
Jeśli przyjrzymy się technologii rozstrzeliwań polskich jeńców odpowiednio: z obozu w Kozielsku w obwodzie smoleńskim, ze Starobielska w obwodzie charkowskim, z Ostaszkowa w obwodzie kalinińskim (dziś twerskim), to każdy z wymienionych tu obszarów/miejsc straceń miał mniej więcej moc przerobową od 4 (Starobielsk) do 7 tys. ofiar (Twer, włącznie z dodatkowym kontyngentem z Donbasu).
Likwidacja więc tych około 100 tys. osób „zagubionych" gdzieś po drodze – według mojej teorii – odbyła się zapewne na terenie Rosyjskiej Socjalistycznej Federacyjnej Sowieckiej Republiki w następujących obwodach: rostowskim, tulskim, iwanowskim, gorkowskim, saratowskim, woroneskim, permsko-mołotowskim/mołotowskim, wołogodzkim (Wołogda) oraz Kraju Ordżonikidzkim; pewne tropy prowadzą też do Komi ASSR i Karelo-Fińskiej SSR.
W tych miejscach, jak sądzę, spoczęli ci wszyscy z drugiego dna operacji katyńskiej.
Przy 11 miejscach straceń na jedno miejsce zbrodni przypada 9091 ofiar. Gdyby przyjąć „wydajność" z Tweru (ok. 7 tys.), to stutysięczny kontyngent potrzebowałby 14 miejsc straceń, a korzystając z dokładnej średniej trzech rozładowanych obozów (Kozielsk 4421 + Starobielsk 3820 + Ostaszków 6311 = 14 tys. 552 ofiar łącznie) średni „przerób" wynosi 14 tys. 552 (14 553 : 3 = 4851 straconych). Przy takiej „wydajności" potrzeba by 21 miejsc straceń.
Zresztą ta skala nie powinna szokować, gdyż to wcale nie są niewykonalne zadania, skoro przed wojną w ramach wielkiej czystki można było rozstrzelać ponad 100 tys. Polaków. I szkoda, że do dziś państwo polskie nic nie zrobiło, aby coś w tej materii wyjaśnić.
Krzysztof Jasiewicz, historyk i politolog w Instytucie Studiów Politycznych PAN. Specjalizuje się w problematyce Kresów Wschodnich II RP oraz stosunków polsko-sowieckich w latach 1939–1945. Autor książek: „Lista strat ziemiaństwa polskiego 1939–1956", „Zagłada polskich Kresów. Ziemiaństwo polskie na Kresach Północno-Wschodnich Rzeczypospolitej pod okupacją sowiecką 1939–1941".
Skomentuj