Słynni bataliści utrwalili te hełmy w zbiorowej świadomości (ma go na głowie choćby Krzywousty z „Pocztu" Jana Matejki) i dzisiaj żadna rekonstrukcja wojów Mieszka I czy Bolesława Chrobrego obyć się bez nich nie może. Ich kształt znakomicie amortyzował uderzenia miecza lub topora, których ostrza ześlizgiwały się po gładkiej, pochyłej powierzchni. Dodatkowym zabezpieczeniem były boczne „umba", chroniące szyję.
To także arcydzieła ówczesnej sztuki zdobniczej. Mają kształt wybrzuszonego stożka, zwieńczonego ostrym, przypominającym odwrócony kielich kwiatu szczytem, będącym jednocześnie tuleją do pióropusza. Dzwony sporządzano z czterech żelaznych, mniej więcej trójkątnych, profilowanych blach (przednia i tylna zachodziły na boczne), łączonych nitami. Boczne krawędzie blachy przedniej i tylnej wycinano w łagodne zęby, a dolną krawędź hełmu opasywano żelazną obręczą, która z przodu rozbudowana była w charakterystyczny diademowy ornament. Na bocznych powierzchniach znajdowały się żelazne rozetki (owe „umba"). Dodatkowo u spodu wiercono drobne otworki służące mocowaniu kolczego czepca osłaniającego boki i tył głowy. Szyszaki pokrywano miedzianą blachą i dodatkowo złocono, zaś obręcz srebrzono.
Genezy tych hełmów upatruje się w starożytnej Asyrii oraz w achemenidzkiej i sasanidzkiej Persji. Stamtąd rozpowszechniają się na tereny wschodniej Europy, a wczesnośredniowieczna Ruś staje się ważnym ośrodkiem produkcyjnym. Znaleziono tam szczególnie wiele szyszaków. Te z Polski, Rosji i Ukrainy – ale też Węgier oraz dawnych Prus Wschodnich – posiadają niemal identyczną formę i budowę. Problem obecności tych hełmów na naszych ziemiach, które w okresie średniowiecza znajdowały się w kręgu zachodnioeuropejskiej cywilizacji i jej kultury materialnej, nie został rozstrzygnięty. Niektórzy zakładają,
iż produkowano je w Wielkopolsce, o czym świadczy relatywnie duża liczba znalezisk. Mogły być także obiektem importu z terenów ruskich czy też stanowić łup – choćby z kijowskiej wyprawy Bolesława Chrobrego w 1018 roku. Nie można wreszcie wykluczyć, iż należały do ruskich czy może raczej skandynawskich (wareskich) wojowników, którzy służyli w siłach zbrojnych pierwszych Piastów. Jakkolwiek było, nosiła je zapewne elita zbrojnych, a więc najpewniej członkowie drużyny książęcej, stanowiącej trzon armii pierwszych Piastów.
Działo samobieżne Sturmgeschütz
Podczas II wojny światowej nastąpił szybki rozwój dział samobieżnych. Spośród szeregu konstrukcji wyróżnia się niemiecki Sturmgeschütz – bez wątpienia jedna z najlepszych broni, jaką Wehrmacht dysponował podczas tego konfliktu. Pierwszy seryjny egzemplarz zszedł z taśm montażowych zakładów Alkett w styczniu 1940 roku. Do budowy wykorzystano podwozie czołgu PzKpfw III, w kadłubie zamontowano krótkolufową armatę 75 mm. Wysokość pojazdu wynosiła niecałe 2 m, napęd stanowił silnik Maybach, pozwalający osiągnąć prędkość 40 km/godz. Działa Sturmgeschütz grupowano w bateriach artylerii szturmowej i używano ich do bezpośredniego wsparcia piechoty. W toku wojny przeszły one szereg modyfikacji, m.in. zastosowano armatę długolufową oraz podwozie czołgu PzKpfw IV.
Zamek skałkowy typu francuskiego
Zamek skałkowy znany był już w XVI wieku, jednak swoją najdoskonalszą formę uzyskał pod koniec następnego stulecia za sprawą Francuzów. W ruchomych szczękach S-kształtnego kurka tkwiła krzemienna skałka. W chwili naciśnięcia spustu kurek gwałtownie opadał, powodując uderzenie skałki o krzesiwo. To ostatnie sprzęgnięte było z pokrywą panewki wypełnionej prochem. Skrzesanie iskier następowało z jednoczesnym odrzuceniem pokrywy, dzięki czemu następował zapłon prochu na panewce. Ogień przedostawał się poprzez tzw. otwór zapałowy do wnętrza komory nabojowej, powodując odpalenie umieszczonego w lufie ładunku. W połowie XVIII wieku Francuzi dodatkowo wzmocnili kurek (podpierając dolną szczękę) i uczynili cały zamek niemalże niezawodnym.
Autor jest pracownikiem naukowym Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie.
Skomentuj