Polacy poświęcili wszystko dla swej wolności i uważaliśmy, iż jako ludzie im przede wszystkim powinniśmy ofiarować swe umiejętności" – napisał szwedzki lekarz Swen Jonas Stille. On i jego dwaj kończący medycynę przyjaciele – Gustaf Fredrik Bergh i Fredrik Agaton Stenkula – mieli po dwadzieścia kilka lat. O Polsce nie wiedzieli prawie nic. Języka nie znali. Nauczyli się tylko kilku słów: „kleb", „voddy", „massla", „dwa kon do Briesen" (wówczas nadgraniczne dzisiejsze Wąbrzeźno). Polska była dla nich nieznanym „krajem walczących bohaterów", który rzucił wyzwanie całemu rosyjskiemu imperium. Ich decyzja o wyjeździe spotkała się z entuzjastyczną reakcją otoczenia.
Demonstracje solidarności z Polską były powszechne. Kiedy na przyjęciu wydanym przez rosyjskich dyplomatów w Sztokholmie poseł carski Bodisco wzniósł toast za pomyślność walczącego przeciw Polakom wojska, wszyscy szwedzcy oficerowie ostentacyjnie odstawili kieliszki, a – jak informowała potem „Gazeta Warszawska" – „niektórzy tak gwałtownie, że je potłukli i nikt zgoła nie chciał spełnić wzniesionego toastu". Zdarzyły się nawet przypadki aresztowania oficerów, którzy publicznie wznosili toasty za polskie zwycięstwa. W prasie przeważały natomiast głosy podziwu dla Polski. „Götheborgs Dagblad" pisał o Polakach jako o „najdzielniejszym i najbardziej miłującym wolność narodzie w Europie". „Der Svenske Medborgaren" oceniał, że „nigdy jeszcze wśród Słowian nie było Ludu tak wspaniałego i godnego podziwu".
W kwietniu 1831 roku na wieść o błyskotliwych zwycięstwach polskiej armii w Lundzie świętowano: mieszkańcy tańczyli, śpiewali, pili za zdrowie Polaków. Wśród pieśni była i taka ze słowami: „Za wolność i triumf Polonio hurra! A Moskwa niech spłonie hurra, hurra!".
Polska zaprasza
W takiej atmosferze 21 kwietnia 1831 roku Stille, Bergh i Stenkula w dzienniku „Götheborgs Dagblad" przeczytali ogłoszenie o tym, że „Rząd Polski zaprasza cudzoziemskich lekarzy" do wstąpienia do wojska. Wszyscy trzej spotkali się w pokoju studenckim. Szybko podjęli decyzję o wyjeździe. Stille pisał, iż zgodnie uważali, że Polska to kraj, „którego pomyślność jest i będzie sprawą całej ludzkości".
Podróż miała być długa, niebezpieczna, ale też kosztowna. Fundusze załatwił Bergh od bogatego krewnego z Malmö. Przygotowali się do wyjazdu w ciągu kilku dni. Wieść o tym szybko się rozniosła po uniwersytecie w Lundzie. 6 maja 1831 roku zebrali się wszyscy studenci. Trzej śmiałkowie zostali serdecznie wyściskani. Żegnano ich przemówieniami o przywiązaniu do wolności i ojczyzny, śpiewano patriotyczne pieśni. Wszyscy odprowadzili odjeżdżających aż do miejskich rogatek z okrzykami: „Pokój ojczyźnie" i „Pokój naszym przyjaciołom".
Drogą morską trzej mężczyźni dostali się do Kopenhagi, potem przeżyli sześć dni bałtyckich sztormów. Z Gdańska wypłynęli do Królewca. Brak oficjalnych dokumentów podróżnych zmusił ich do nielegalnego przekroczenia granicy. Kordon pomiędzy – jak pisał Stille – „pruską Polską a starą Polską" przebiegał wzdłuż biegu rzeki Drwęcy. Polska ludność ostrzegła ich, że pruskie patrole bezwzględnie strzelają do wszystkich próbujących przedostać się na tamtą stronę. Przeprawiali się na drugi brzeg za pomocą znalezionej kłody. „Skoczyłem [...] prąd porwał mnie w dół rzeki [...] obawiałem się, aby woda nie zniosła mnie zbyt blisko [patrolujących teren] Prusaków. Wreszcie z najwyższym wysiłkiem dobiłem do polskiego brzegu. [...] W kilka minut później staliśmy wszyscy trzej na ziemi walczących o wolność bohaterów".
Szwedzcy lekarze wszędzie byli witani nadzwyczaj serdecznie. Za darmo ich goszczono i dawano konie na drogę. Wystawiający im dokumenty podróżne burmistrzowie zapraszali ich do wspólnych biesiad. Z tym większą ciekawością oglądali kraj i ludzi. Stille notował: „Wszyscy włościanie mają wąsy. Jest to obecnie symbol wolności, bowiem wielki książę Konstanty [brat cara] nakazał się wszystkim ogolić, by i w ten sposób poniżyć naród". Sami także rychło wąsy zapuścili.
Dotarli do Warszawy, opisywanej jako „miasto niezwykłej urody". Podziwiali „olśniewające pałace we włoskim stylu [...] zajmujące rozległe tereny, co silnie kontrastowało ze staroniemiecką ciasnotą", „długie aleje, duże rynki, szerokie ulice i obszerne parki, a także świetność nie ustępującą świetności innych stolic". Wynajęli mieszkanie niedaleko Zamku Królewskiego, przy placu opodal kolumny Zygmunta.
Prawo i porządek
14 czerwca zostali przyjęci do służby w Wojsku Polskim. Sprawdzono ich dyplomy, przyznano im odpowiednią gażę i diety oficerskie. Warszawa przygotowywała się już do obrony przed carskimi wojskami Paskiewicza. Jeszcze świętowano zwycięstwa, ale chmury zbierały się nad dopiero co wywalczoną wolnością. „Wszyscy mieszkańcy Warszawy byli obecnie uzbrojeni i nierzadko widziało się chłopców dziesięcio–dwunastoletnich stojących na warcie ze starszymi". Szwedzi podziwiali porządek i stan armii, która była doskonale wyposażona – także dzięki ofiarności mieszkańców. „Nic nie wskazywało na chaos, który zazwyczaj towarzyszy rewolucjom [...]. Nic podobnego tu się nie działo, wszystko toczyło się normalnie, ministerstwa zajmowały się pokojową pracą, a policja była równie dokładna jak w najbardziej zorganizowanym i spokojnym społeczeństwie. Zarobki wypłacano punktualnie, a prawo było rzeczą świętą".
Zostali skierowani do szpitala wojskowego położonego nad Wisłą w zaadaptowanych barakach w pobliżu dawnej siedziby wielkiego księcia Konstantego. Szpital „był na zadziwiająco wysokim poziomie, a chorych otaczano tam opieką godną najwyższej pochwały". Za to Stille nie krył oburzenia, które wywołał transport chorych – „najgorszy, jaki można sobie było wyobrazić".
W szpitalu nie czyniono różnic między swoimi a wrogami. „Polacy i Rosjanie leżeli przemieszani wszyscy bez wyjątku w zgodzie i przyjaźni, a jednych i drugich pielęgnowano równie troskliwie. Rosjanie nie byli uważani przez innych pacjentów za wrogów, mimo że w bitwie pozadawano sobie nawzajem rany, które teraz przykuwały wszystkich do łóżek". Rzucała się jednak w oczy różnica w zachowaniu jednych i drugich. Polacy radośnie witali przechodzących żołnierzy, żywo reagowali na jakiekolwiek odgłosy kanonady „z błyskiem w oczach i temperamentem, którego nie umieli okiełznać". Natomiast Rosjanie „nie pokazywali nigdy żadnych uczuć. Z obojętnością przyjmowali zarówno wiadomość o klęsce, jak i o zwycięstwie swych rodaków".
Warszawskie zamieszki
Również szwedzcy lekarze byli narażeni na choroby. Kiedy Bergh ciężko zachorował, został skierowany do szpitala urządzonego w Zamku Ujazdowskim. Stille pisał: „Panowała tam czystość i porządek i nie przypominam sobie, bym widział kiedyś równie pod każdym względem imponujący szpital". Zaraz potem Stenkula zachorował na „ostrą gorączkę". W pewnym momencie obaj byli bliscy śmierci. Stille był tym faktem załamany: „Od tej chwili wszystko się stało dla mnie puste, bez znaczenia, bez sensu, bowiem nikt już nie dzielił ze mną mych zainteresowań, mojego losu, moich przekonań".
15 sierpnia 1831 roku zniecierpliwiony pogłoskami o zdradzie i brakiem wyroków na oskarżonych generałów tłum wyciągnął więźniów z cel Zamku Królewskiego. Nie słuchano nawoływań do opanowania. Zamordowano w sumie kilkadziesiąt osób. „Spotykałem wszędzie grupy biegnących ludzi z bronią w rękach, pokrwawionych po wyczynach ubiegłej nocy". Porwany przez napierających ludzi Stille stał się świadkiem kolejnych aktów przemocy. „Nie bardzo wiedziałem, gdzie się znajduję, dopóki nie popchnięto mnie do przodu i nie zacząłem potykać się o posiekane trupy, które leżały pod ścianą. Poznałem zlaną krwią i wykrzywioną twarz generała Jankowskiego, o którego ciało się omal nie przewróciłem" – opisywał.
Z uczuciem ulgi zanotował, że następnego dnia błyskawicznie przywrócono porządek. Do miasta wkroczyło Wojsko Polskie w gotowości, „by przy najmniejszej nawet groźbie nowego wybuchu zaatakować pospólstwo".
Kapitulacja
Warszawa szykowała się do decydującej walki. Ogłoszono stan oblężenia. „Powszechny zapał, umiłowanie niezależności i pragnienie ratowania kraju [...] sprawiały, że prywatne spory zostały niemal zapomniane". Po zaciętych walkach i artyleryjskim bombardowaniu miasta podjęta została decyzja o kapitulacji. Umowa z Rosjanami chwilowo zapewniła bezpieczeństwo ludziom znajdującym się w granicach stolicy.
Bergh wrócił już do zdrowia. Stenkula był jeszcze słaby, więc wszyscy trzej przyjaciele pozostali w Warszawie. To ich ocaliło, poza rogatkami miejskimi kozackie pułki dokonywały bowiem różnych aktów zbrodni i okrucieństwa. Mimo to wciąż mieli powody do obaw. „Oczekiwaliśmy więc, że albo dokonamy nędznie żywota na pustkowiach Syberii lub że w haniebny sposób wyzioniemy ducha, nikomu nie znani i przez nikogo nie opłakiwani".
Kiedy lekarze powrócili na teren szpitala, byli wstrząśnięci rosyjskimi zarządzeniami, które potwierdzały najgorsze stereotypy na ich temat. Otóż natychmiast zaczęto wyrzucać polskich rannych, aby zrobić miejsce dla Rosjan. Stille pisał o tym jako o najbardziej wstrząsającym wydarzeniu, które było mu dane przeżyć. Czołgającym się rannym kazano, „by dawali sobie radę". Lekarze nie byli w stanie nadążać z opatrywaniem otwieranych w takich okolicznościach ran. „Nie mogliśmy pomóc wszystkim, zewsząd wołano, prosząc nas o pomoc [...]. Nie wiem, gdzie wywieziono tych, którzy przeszli amputację [...]".
Koniec misji
Rosjanie byli panami sytuacji. „Widzieliśmy wszędzie [rosyjskich] żołnierzy pijanych zwycięstwem, sądzących, iż mają prawo w zdobytym mieście do wszystkiego, znieważających każdą kobietę, która z czerwonymi od płaczu oczyma i złamanym sercem na próżno szukała męża, brata lub narzeczonego". Jeden z zaprzyjaźnionych ze Szwedami warszawskich profesorów (Stille przemilczał nazwisko ze względu na jego bezpieczeństwo) „w dniu kapitulacji siedział wczesnym rankiem we własnym gabinecie, nie wiedząc jeszcze o niczym, gdy nagle wszedł do niego kozak i nie mówiąc słowa, zdjął profesorowi z szyi złoty zegarek wiszący na złotym łańcuszku i poszedł sobie. Było jasne, że Warszawa poddała się".
Szwedzi nie wiedzieli, co się z nimi stanie. „Nie mieliśmy ani przez chwilę pewności, czy za sekundę nie zawiśniemy na szubienicy". Byli młodzi. Chcieli żyć. Nie przypadkiem jedną z podstawowych rzeczy, którą zrobili, było zgolenie wąsów – „oznaki polskiej niezależności". W tym czasie Rosjanie kazali im zająć się ich rannymi.
Mimo pewnych kłopotów cudem udało im się uzyskać zezwolenie na wyjazd. „Droga wiodła przez spaloną Wolę i przez sam środek pola bitwy, gdzie podłużne groby kryły ciała poległych, a krzyże znaczyły miejsca, gdzie zginęli generałowie i wyżsi oficerowie". Po różnych przejściach przez Prusy dotarli do Szwecji. 30 października wysiedli na ląd w Karlskronie: „Była to chyba najpiękniejsza ze wszystkich chwil w naszym życiu. [...] Szwecja żyła cicho i spokojnie, zażywała szczęścia, którego pragnęły inne narody i o które nadaremnie walczył jeden z nich". W Lundzie przyjęto ich równie gorąco, jak wcześniej żegnano.
Stille stał się potem powszechnie znanym i cenionym lekarzem w Göteborgu. Co roku w lasach koło tej miejscowości ubrany w polski mundur wojskowy współorganizował rocznicowe uroczystości ku czci bohaterskiej Polski. Uczestniczyli w nich mieszkańcy i najważniejsi notable miasta. Zawsze oddawano strzały z armaty, przy ogniskach śpiewano „Jeszcze Polska nie zginęła" i patriotyczne pieśni szwedzkie. Jego relację z wyprawy wydano jeszcze w latach 30. XIX wieku. Zmarł w 1839 roku.
Bergh został lekarzem przy skańskim pułku dragonów. Zmarł w Malmö w 1868 roku. Także Stenkula był cenionym lekarzem wojskowym. W 1863 roku organizował pomoc na rzecz powstania styczniowego. Wtedy też spotkał się z Berghiem na wielkim charytatywnym festynie na rzecz walczącej Polski w Lundzie. Zmarł w 1867 roku.
Oprócz nich w polskiej wojnie wzięło udział jeszcze dwóch bohaterskich Szwedów – słynny wówczas August Maximilian Myhberg i Ernst Leopold von Schantz, z którym trzej przyjaciele mieli okazję spotykać się zarówno w Warszawie, jak i – potem – w Szwecji. —Maciej Korkuć
Wszystkie informacje i cytaty zostały zaczerpnięte z książki: Sven Jonas Stille, „Podróż do Polski" (przełożyła, wstępem i przypisami opatrzyła Janina Hera), Warszawa 1985.
Skomentuj