11 sierpnia tego roku w samym sercu Parco Radimonte stanęło mauzoleum z monumentalnymi schodami, marmurowym portalem oraz napisem „Honor i Ojczyzna", poświęcone pamięci marszałka Włoch Rodolfa Grazianiego. Ercole Viri, burmistrz liczącego 1,5 tys. dusz Affile, podczas ceremonii otwarcia powiedział, że „Graziani jest przykładem dla młodych, jak należy kochać ojczyznę. Mógł dołączyć do zwycięzców, ale pozostał lojalny i wierny swojej idei ratowania Italii". Burmistrzowi chodziło o to, że Graziani we wrześniu 1943 roku przyjął od Mussoliniego tekę ministra obrony Republiki Saló. Dalej mówił: „Nie muszę niczego wybaczać temu żołnierzowi przez duże Ż. Nie popełnił żadnych błędów. Te 130 tysięcy euro na park i mauzoleum to świetnie wydane pieniądze".
Na uroczystość obok kilkuset mieszkańców przybyli dostojnicy regionu Lacjum ze stolicą w Rzymie. Jeden z nich z partii Lud Wolności Berlusconiego zapewnił: „Wszyscy darzymy Rodolfa Grazianiego ogromnym podziwem i sympatią. Zawsze był dla nas punktem odniesienia".
Lukrowany mit
Po uroczystości w Affile podniosły się nieśmiałe głosy oburzenia we włoskiej prasie, w tym w największych włoskich dziennikach „Corriere della Sera" i „La Repubblica", ale na dalszych stronach. Włoskie telewizje zignorowały temat totalnie. Dość głośno było za to o skandalu w prasie zagranicznej, szczególnie brytyjskiej. Wypomniano Grazianiemu zbrodnie wojenne i przypominano, że włoska konstytucja zabrania apologii faszyzmu, a kodeks karny przewiduje za to od półtora roku do czterech lat więzienia. Wiele etiopskich organizacji i stowarzyszeń zwróciło się do Zgromadzenia Ogólnego ONZ, Parlamentu Europejskiego i Unii Afrykańskiej z apelem o potępiające rezolucje. Ale jak dotąd te gremia, podobnie jak włoski prezydent, rząd i pani gubernator Lacjum Renata Polverini, nie zdołały wykrztusić z siebie ani słowa. Jak zwykle w takich okolicznościach we Włoszech zapadła kurtyna milczenia. Pewnie dlatego, że wywołanie demonów przeszłości mogłoby zburzyć do cna zakłamane, lukrowane mity, na których opierają się „oficjalna" wersja współczesnej historii Italii i kuriozalna świadomość historyczna Włochów.
Skandal z Rodolfo Grazianim potwierdza, że jedyną receptą Włochów na rozliczenie się z upiorami własnej historii jest amnezja
Jednym z niewielu włoskich historyków, którzy starali się te mity odkłamać, jest 87-letni dziś Angelo Del Boca. W 2005 roku wydał książkę pod tytułem „Italiani, brava gente" („Włosi, dobrzy ludzie"), w której opisał włoskie zbrodnie wojenne od ataku włoskiego korpusu na stolicę Erytrei Massaua w 1885 roku do masowych mordów w Jugosławii podczas II wojny. We wstępie napisał: „Włoch znajdzie zawsze usprawiedliwienie swoich win. Mówimy o sobie, że jesteśmy szlachetnym, wielkodusznym narodem złożonym z dobrych ludzi. Ale w czasach faszyzmu pokazaliśmy, że jesteśmy narodem okrutnym. Młodzi Włosi i ojcowie rodzin popełnili okropne zbrodnie w imię ideologii albo na rozkaz przełożonych. Gdy mówi się „zbrodniarze wojenni", zawsze myślimy o Niemcach, a nigdy o naszych rodakach, którzy mają na sumieniu potworności, ale praktycznie nigdy nie ponieśli za to kary".
Żmija, malaria i wojna
Włosi jeszcze się dobrze nie zdążyli zjednoczyć, gdy w 1869 roku rząd opracował tajny plan podbojów kolonialnych w Afryce. Zaczęło się od wykupu terenów przez włoskie przedsiębiorstwa i spółki na terytorium Somalii, a skończyło na latach krwawych wojen, nieprzeliczonych tysiącach ofiar, podboju Erytrei, Somalii, Abisynii (Etiopia) i Libii. Największe zasługi w budowie włoskiego imperium w Afryce miał Graziani, któremu wdzięczny naród nadał za to przydomek Scypion Afrykański.
Urodził się 11 sierpnia 1882 roku w Filettino, 70 km na wschód od Rzymu, jako czwarty z dziewięciu synów lekarza Filippa Grazianiego i córki hodowcy bydła Adelii Clementi. Rodziny nie było stać na opłacenie kosztownych studiów w Akademii Wojskowej. Rodolfo zapisał się na prawo, które potem porzucił, a równocześnie do szkoły oficerskiej. Jako porucznik, przypuszczalnie dzięki imponującej posturze, został przeniesiony do elitarnego pułku grenadierów do Rzymu. Jak napisał w autobiografii „Ho difeso la Patria" („Broniłem Ojczyzny"): „Koszary nie zgadzały się z moim temperamentem człowieka czynu, a pusta kieszeń nie pozwalała na korzystanie z pokus, które oferowała stolica".
Dlatego złożył podanie o przeniesienie do Erytrei, gdzie wylądował w grudniu 1908 roku. Nauczył się tam arabskiego, lokalnego języka tigrinia, miejscowej kultury i obyczajów. Służba przebiegała spokojnie, ale w październiku 1912 roku promowanego do stopnia kapitana Grazianiego ugryzła jadowita żmija, a w dodatku zapadł na malarię. Przez kilka tygodni walczył ze śmiercią w szpitalu w Massaua, by w grudniu na noszach wrócić do Włoch na rekonwalescencję. Wówczas poślubił koleżankę z lat dzieciństwa Ines Chionetti. Pod koniec 1913 roku urodziła im się córka. Niedługo potem Rodolfo pojechał na służbę do Libii, ale w 1915 roku, gdy Włochy przystąpiły do I wojny, wrócił do kraju. „Był świetnym żołnierzem. W walkach wsławił się wielokrotnie, szczególnie w bitwach o Górę Sant Michele (gdzie Austriacy użyli gazu bojowego) i Wzgórze Beretta na północy Włoch. Dał się poznać jako pomysłodawca i nieustraszony realizator błyskawicznych, brawurowych ataków. Kilkakrotnie ranny, również zatruty gazem, był jednym z najwyżej odznaczonych włoskich żołnierzy I wojny. Rozpoczął ją jako kapitan, a skończył w wieku 36 lat jako najmłodszy pułkownik włoskiej armii" – cytat wcale nie pochodzi z licznych, poświęconych mu panegiryków, ale ze wspomnianej już książki bardzo niechętnego mu prof. Del Boki.
Nowy Faszystowski Człowiek
Gdy w Italii rozpoczęły się gwałtowne starcia między faszystami i antyfaszystami, w 1919 roku poprosił o dwa lata urlopu z wojska. Sądził, że znajomość świata arabskiego pomoże mu zostać handlowcem. Próby rozkręcenia biznesu, w tym liczne podróże na Bliski Wschód, Bałkany, a nawet na Kaukaz, zakończyły się jednak fiaskiem. Ulegając naciskom żony, przyjął propozycję Ministerstwa Wojny i jesienią 1921 roku wyruszył do Libii, która w sporej części całkowicie wymknęła się spod włoskiej kontroli.
Został dowódcą oddziałów stacjonujących w nadmorskim Zuwarah, 120 km na zachód od Trypolisu. Rozpoczął od wnikliwego poznawania swoich adwersarzy. Kazał sobie przygotować portret psychologiczny powstańczych dowódców, analizując równocześnie stosowaną przez nich strategię i taktykę. Doszedł do wniosku, że najskuteczniejszą metodą walki z powstańcami będą błyskawiczne, wybiórcze ataki na kontrolowane przez nich miasta i miasteczka. Przeprowadzał je niezbyt licznymi, ale świetnie uzbrojonymi mobilnymi oddziałami, a przede wszystkim dzięki ciężarówkom i pojazdom gąsienicowym. W ten sposób już w 1922 roku odbił z rąk powstańców Zavię, Al-Azizię, Dżadu, Kabau i Nalut.
Strategia Grazianiego, jak sam wyjaśniał ćwierć wieku później w książce „Pax Romana w Libii", stawiała nie tyle na zdobycze terytorialne, ile na „eliminację fizyczną wroga". Naturalnie korzystał on ze wsparcia radia i lotnictwa, a wycofujących się powstańców bezlitośnie ścigał i bombardował również na terenie Algierii i Tunezji, wówczas kolonii francuskich. W skład oddziałów Grazianiego wchodzili Włosi, a także chrześcijańscy Koptowie z Erytrei, motywowani dodatkowo do walki nienawiścią do wyznających islam libijskich powstańców. Graziani odnosił sukces za sukcesem, co w grudniu 1923 roku przyniosło mu awans na generała brygady i honorową legitymację Partii Faszystowskiej. Świeżo upieczony generał stał się pierwszym idolem faszystów i prototypem „Nowego Faszystowskiego Człowieka" – silnego, odważnego, zdecydowanego, a przede wszystkim zwycięskiego.
Ludobójstwo w Cyrenajce
W 1928 roku Graziani został mianowany wicegubernatorem Cyrenajki z zadaniem zlikwidowania działających tam przez lata rebeliantów dowodzonych przez Omara Mukhtara, dziś bohatera narodowego Libii. Wraz z gubernatorem, a równocześnie szefem sztabu generalnego, marszałkiem Pietro Badogliem, opracowali plan działania polegający na bezwzględnych represjach. Kardynalnym założeniem strategii było pozbawienie rebeliantów wsparcia lokalnej ludności i koczowniczych plemion. Rozpoczęły się masowe, przymusowe deportacje, a ponad 100 tys. osób zamknięto w 13 obozach koncentracyjnych, gdzie połowa więźniów, w tym kobiety i dzieci, umarła z głodu, z powodu chorób lub została rozstrzelana. Badoglio i Graziani świetnie zdawali sobie sprawę, że dopuszczają się ludobójstwa. Marszałek 20 czerwca 1930 roku pisał do generała: „Mam świadomość powagi tych kroków [tworzenie obozów koncentracyjnych – przyp. P.K.], które oznaczają zgubę dla miejscowej ludności. Ale musimy iść tą drogą do samego końca, nawet gdyby pociągnęła za sobą śmierć wszystkich mieszkańców Cyrenajki".
W końcu schwytany został Mukhtar. W wieku 70 lat 16 września 1931 roku powieszono go w obozie koncentracyjnym w Soluch na oczach spędzonych na egzekucję 20 tys. więźniów (to właśnie z jego wykonanym tuż przed egzekucją jego zdjęciem przypiętym do munduru płk Kaddafi wysiadł z samolotu na lotnisku w Rzymie wraz z sędziwym synem Mukhtara w 2009 roku, gdy składał pierwszą wizytę we Włoszech). W ten sposób został złamany ruch oporu w Cyrenajce i cała Libia, wraz z Trypolitanią oraz pustynnym Fazzanem, znalazła się pod włoską kontrolą. Graziani awansował na generała broni.
Chemiczny Rodolfo
Wrócił do Włoch w 1934 roku. Rok później znów był w Afryce. Został mianowany gubernatorem Somalii i głównodowodzącym tamtejszych wojsk. Mussolini przygotowywał atak na Abisynię.
Graziani przygotowując się do wojny, zakupił w Mombasie i Dar es Salaam tysiące brytyjskich i amerykańskich ciężarówek, pojazdów gąsienicowych i przyczep, by zapewnić mobilność swoim oddziałom. Gdy 3 października rozpoczęła się inwazja, dowodził całym południowym frontem. Walczył, stosując taktykę wypróbowaną w Libii – błyskawiczne, brawurowe ataki z jednej strony, a deportacje, obozy koncentracyjne i bezwzględny terror z drugiej. Tym razem oprócz Włochów do walki przeciw chrześcijańskim Etiopczykom wysłał libijskich muzułmanów. Ich dywizja „Libia" zasłynęła z tego, że nie brała jeńców.
Brutalne tortury i ścięcie przez Etiopczyków włoskiego pilota Tito Minnitiego posłużyły Grazianiemu za pretekst do użycia gazów bojowych (iperyt i fosgen), mimo że zabraniał tego podpisany przez Włochów w 1925 roku tzw. protokół genewski. Graziani już 10 stycznia 1936 roku depeszował z dumą do Rzymu: „Ostatnie akcje wykazały, jak znakomite rezultaty przynosi użycie gazu" i prosił o udzielone mu później zezwolenie na dalsze bombardowania gazem. W dziele gazowania Etiopczyków dzielnie sekundował mu marszałek Badoglio, głównodowodzący wojsk włoskich w Abisynii i dowódca drugiego, północnego frontu. W sumie na Etiopczyków począwszy od Bożego Narodzenia 1935 roku, a skończywszy na końcu tej wojny (marzec 1931 roku) spadło 850 ton gazu z samolotów (bomby ważyły ćwierć tony) i moździerzy. Graziani rozkazał również opryskiwać iperytem rzeki, jeziora, ujęcia wody, pastwiska i uprawy. Tysiące Etiopczyków, tak jak miliony zatrutych zwierząt, umierało w potwornych męczarniach. Wielu zostało okaleczonych na całe życie. Setki straciły wzrok. Co więcej, włoskie lotnictwo i artyleria atakowały z premedytacją szpitale i ambulanse Czerwonego Krzyża.
Zdobycie oraz splądrowanie Addis Abeby, ucieczka cesarza Hailego Selassiego do Wielkiej Brytanii i proklamowanie przez Mussoliniego włoskiego imperium nie oznaczały jednak końca walk. Na trudniej dostępnych terenach, a nawet wokół stolicy, powstały oddziały partyzanckie. Gdy 9 lutego 1937 roku Graziani, mianowany kilka miesięcy wcześniej marszałkiem Włoch i wicekrólem Etiopii, hucznie świętował w pałacu w Addis Abebie narodziny królewskiego wnuka Wiktora Emanuela, dwóch zamachowców obrzuciło grupę oficjeli ośmioma granatami. Zginęło siedem osób, kilkadziesiąt zostało rannych, w tym dość ciężko Graziani. W szpitalu, gdzie spędził 68 dni, wyjęto mu z ciała ponad 300 odłamków. Mimo ran natychmiast zlecił krwawe represje. Przez trzy dni w Addis Abebie w akcji, którą amerykański ambasador nazwał polowaniem na ludzi, wymordowano według źródeł brytyjskich ponad 4 tys. osób. 19 lutego w świętym mieście Debra Libanos z XIII-wiecznym klasztorem, gdzie rzekomo mieli się na krótko zatrzymać zamachowcy, oddziały Grazianiego wymordowały 1,5 tys. koptyjskich mnichów. Jak napisał potem Graziani w książce „Pierwsze 20 miesięcy imperium": „Nie chcę się przechwalać, ale nauczka, którą daliśmy całemu etiopskiemu klerowi w Debra Libanos, i doraźne wymierzenie sprawiedliwości mnichom to moja zasługa!".
Krwawe represje wywołały powstanie, które udało się stłumić jedynie dzięki posiłkom przybyłym z Włoch. Graziani w styczniu 1938 roku został odwołany do Rzymu. W sumie włoska wojna i okupacja Abisynii pociągnęły za sobą, zależnie od szacunków, 300–800 tys. etiopskich ofiar. Zniszczono pół mln domów, 2 tys. kościołów, zabito 15 mln sztuk bydła.
Kres mitu Scypiona Afrykańskiego
Graziani był w niełasce przez 22 miesiące. W listopadzie 1939 roku Mussolini mianował go szefem sztabu armii. W czerwcu 1940 roku, gdy włoska artyleria przeciwlotnicza nieopatrznie zestrzeliła nad Tobrukiem samolot z gubernatorem Libii Italo Balbem, Graziani został jego następcą. Mussolini nakazał mu przygotować oddziały do ataku na Egipt. Graziani zażądał posiłków i sprzętu, ale te nie nadeszły, więc zwlekał z rozpoczęciem ofensywy. Wreszcie, na wyraźny rozkaz poirytowanego duce, 13 września oddziały Grazianiego przekroczyły granicę, kierując się na Aleksandrię. Marszałek zajął kilka miast, ale zatrzymał się i okopał na pustyni, uzależniając kontynuowanie ofensywy od nadejścia wzmocnień. Czekał prawie cztery miesiące. Na początku grudnia świetnie uzbrojeni i wyposażeni, choć 10-krotnie mniej liczni Brytyjczycy pod wodzą generała Archibalda Wavella w ciągu trzech dni rozbili armię Grazianiego w pył, biorąc 130 tys. jeńców. Tak upadł mit nowego Scypiona Afrykańskiego. Gdy w lutym 1941 roku Graziani utracił całą Cyrenajkę, złożył rezygnację. Gdy wrócił do kraju, oskarżano go otwarcie o tchórzostwo i powołano w tej sprawie komisję śledczą, a Mussolini powiedział do swego zięcia i ministra spraw zagranicznych Galeazzo Ciany: „To kolejny wojskowy, na którego nie mogę się irytować, bo nim po prostu gardzę".
Mussolini gardził Grazianim do 22 września 1943 roku, gdy zaoferował mu tekę ministra obrony i szefa włoskich sił zbrojnych w nowo powstałej, marionetkowej, bo całkowicie zdanej na Niemców Republice Saló. Praktycznie jednak włoskie oddziały zaangażowane w walkę z nacierającymi aliantami, głównie armia „Liguria", podlegały niemieckiemu dowództwu. Graziani dowodził wojskiem, któremu Niemcy wyznaczyli najgorsze z możliwych zadań – bratobójczą walkę z rodakami w antyfaszystowskiej partyzantce.
Graziani zasłynął jeszcze powołaniem pod karą śmierci pod broń w 1944 roku roczników 1924 i 1925, co spowodowało gwałtowny napływ ochotników do partyzantki. 29 kwietnia 1945 roku marszałek poddał się wojskom amerykańskim w Mediolanie. Przebywał w obozach jenieckich we Włoszech i w Algierii, by w końcu wylądować w więzieniu na wyspie Procida. W 1950 roku, po trwającym dwa lata procesie, został skazany przez włoski sąd na 19 lat więzienia, ale wyłącznie za czyny popełnione za czasów Republiki Saló (współpraca z Niemcami, represje wobec partyzantów i ludności cywilnej). Cztery miesiące po wydaniu wyroku dzięki amnestii i złagodzeniu kary był wolnym człowiekiem. Został honorowym przewodniczącym postfaszystowskiego Włoskiego Ruchu Społecznego. Zmarł niecałe pięć lat później w Rzymie na chorobę wrzodową.
Bez sądu
Mimo starań rządu Etiopii, dzięki brytyjskiej i naturalnie włoskiej obstrukcji Graziani nigdy nie stanął przed sądem za swoje zbrodnie w Afryce. Brytyjczycy uznali chronienie marszałka Badoglia za kwestię honorową. Zapewne immunitet automatycznie rozciągnięto na Grazianiego i innych włoskich zbrodniarzy wojennych w Afryce, bo trudno byłoby ich sądzić bez Badoglia – wspólnika wielu zbrodni w Afryce i bezpośredniego przełożonego. Poza tym ani Brytyjczykom, ani Francuzom nie podobał się pomysł pociągania do odpowiedzialności za zbrodnie kolonializmu. Tym bardziej że sam Churchill jako minister ds. kolonii, gdy w 1920 roku Kurdowie zbuntowali się w Mezopotamii, wydał pozwolenie na użycie gazu bojowego. A gdy podniósł się hałas w parlamencie, odpowiedział: „Jestem zdecydowanym zwolennikiem użycia gazu przeciw nieucywilizowanym szczepom". Zachodnie mocarstwa były przekonane, że ewentualny sąd nad włoskimi zbrodniarzami wojennymi może osłabić włoską centroprawicę i dać zwycięstwo komunistom.
Żaden z ponad 1,2 tys. Włochów oskarżonych o zbrodnie wojenne w Afryce, Grecji, Albanii i na Bałkanach nie poniósł kary za swoje czyny. Podobnie bezkarnie uszły włoskim komunistom liczne ideologicznie i klasowo motywowane zbrodnie we Włoszech w latach 1943–1947. Choć nie istnieją na to dowody, trudno uniknąć podejrzeń, że w tej sprawie na szczytach włoskiej polityki tuż po wojnie zawarto porozumienie, w którym lewica i prawica przyrzekły, iż nie będą ścigać zbrodniarzy, lecz zrobią wszystko, by wstydliwe sprawy zamieść pod dywan.
Skomentuj