13 kwietnia 1940 r. na terenach okupacji sowieckiej druga fala deportacji objęła ponad 60 tys. osób, głównie z rodzin wojskowych. Skalscy znaleźli się w kazachskim sowchozie Baskaragaj 250 km od Semipałatyńska, aby budować komunizm. Bardzo trudno było im pojąć ten obcy świat.
Początkowo zesłańcy łudzili się, że to wszystko chwilowe, że cywilizowany świat się za nimi ujmie, sojusznicy pokonają Niemców, a potem Sowietów i wszyscy wrócą do domów. Ale napływały złe wieści. „Ot i Giermańcy zajęli Francję, a wasz Sikorski w kalesonach uciekł do Anglii" – głosili enkawudyści. Matka za 550 rubli kupiła od Kazaszki luksusową (bo z drewnianą podłogą!) ziemiankę. Później wymieniła garnitur męża na krowę. Stara krowina dawała tylko 3 litry mleka, ale okazała się prawdziwą żywicielką. Strasznej, głodnej zimy 1941 roku krowę zjedzono, a trzy lata później „doczekały się swych dni letnie kapcie uszyte z surowej, włochatej skóry krowy Gałki. Wyparzone, oskubane z włosia i pokrajane jak makaron trafiły do garnka. Smakowały lepiej od flaków".
Zesłańcy odnajdywali w sobie instynkt człowieka pierwotnego: krzesiwo zrobione z twardych nadrzecznych kamieni i jakiegoś znalezionego żelastwa, wybieranie jaj z ptasich gniazd, polowanie na węże, zbieranie zapomnianych ziaren na ściernisku, walka z wszami, pluskwami i malarią bez chemii i leków. Prawdziwa szkoła przetrwania. Władze zadbały też o wielokulturowość. Oprócz Kazachów Olgierd mógł poznać Czeczenów i Inguszy, Niemców z Ukrainy, Rosjan z Leningradu, rodzinę Irańczyków, a nawet sklepikarza z czeskiej Pragi, który uciekł do ZSRS, by bić się z Niemcami. Wielką troską matek prócz walki o byt było zapewnienie dzieciom jakiejś edukacji. I to się całkiem nieźle udało. Pani Halina Sierpińska uczyła języka polskiego, historii i geografii. Czasem legalnie (po układzie Sikorski-Majski), czasem nie, ale zawsze w ziemiance. Jedyną bodaj polską książką było „W pustyni i w puszczy" Sienkiewicza. Jej bardzo zniszczony egzemplarz krążył wśród zesłańców jak największa świętość. Wszyscy z tej rodziny, prócz babci, która umarła w lutym 1945 r., ocaleli. W maju 1946 r. po miesięcznej podróży pociągiem dotarli do Brześcia. Przeżyli, a dzieci się nie zdemoralizowały. A to nie zawsze było oczywiste. Wanda Kocięcka (wtedy Brzozowska) z Wileńszczyzny w chwili wybuchu wojny miała dziewięć lat. Po wejściu Armii Czerwonej do Kobylnika, 18 września, biegała z siostrą po miasteczku, a nikt z dorosłych tego nie zauważył. „Poczułyśmy się z siostrą nagle ważne i samodzielne. Tego dnia, bawiąc się hałaśliwie jak nigdy pod oknem jadalni, wykrzyknęłam po raz pierwszy w życiu na całe gardło i nie wstydząc się: »dupa« i »jasna cholera«, a moja siostra »gówno«. Nie spodziewałyśmy się jednak, że w ciągu paru minut tuż przy nas zjawi się nasz Ojciec. Bez słowa złapał za pas i po raz pierwszy w życiu dostałam lanie! Siostrze udało się umknąć."
Kolejna książka „Oddajcie mi Świętego Mikołaja" to, mówiąc nieco patetycznie, opis zmagań rodziców z systemem o dusze dzieci. Z jednej strony ateizująca i ogłupiająca szkoła sowiecka, później szkoła białoruska pod patronatem Hitlera. („Każda lekcja, z wyjątkiem lekcji języka niemieckiego, rozpoczynała się pozdrowieniem w języku białoruskim; wypowiadał je wchodzący nauczyciel, podnosząc przy tym ramię, jak to zwykle czyniono przy pozdrowieniu hitlerowskim Heil Hitler. »Żywie Biełarus« – witał nas, a my odpowiadaliśmy tym samym gestem i słowami: Żywie!"). Mała Zojka, szpiegująca szkolne koleżanki, której największym marzeniem było wstąpienie do Komsomołu, fanatyczni nauczyciele-stalinowcy przysłani z Mińska.
Z drugiej strony rodzice wynoszący ze szkoły sztandar, by go uratować przed zniszczeniem. Modlitwy dziadka, opowiadanie historii rodziny, czytanie polskich książek. A wszystko to, gdy „na drogach grasowały bandy tzw. partyzantów, a na obrzeżach miasteczka czatowało gestapo".
Oboje autorzy mają wielki dar pióra, wspomnienia z tych ponurych czasów czyta się znakomicie.
Wanda Kocięcka
„Oddajcie mi Świętego Mikołaja"
Norbertinum, Lublin 2012
Olgierd Skalski
„Zwierzenia młodego zesłańca"
IPN, Warszawa 2012
Skomentuj