Paradoksalnie jednak Polaków łączyło z nimi umiłowanie swobody, liczne – choć mniej znane – były też przejawy wzajemnej sympatii.
Rosyjska kozaczyzna narodziła się daleko od polskich granic w dońskim i kubańskim stepie. Wyewoluował z niej osobny stan wojskowy, który można nawet uznać za pierwociny narodu. Ta egzotyczna mieszanina weszła w orbitę polskich zainteresowań wraz z sukcesami prącej na zachód Rosji. Tak przez dwa i pół wieku, od pierwszych dekad XVIII wieku zaczynając, związała się ona z naszą historią.
Bywali Kozacy u Polaków – głównie zbrojnie, ale i Polacy u Kozaków – głównie pokojowo. Nasi badacze jako pierwsi opisywali kozacki etnos. Chodziliśmy też z Kozakami w ostępy; polscy oficerowie na służbie cara na czele dońskich i kubańskich sotni penetrowali niezbadane wówczas rejony pogranicza Indii, Chin i Tybetu. Ich rolę w tzw. Wielkiej Grze o panowanie w Azji wysoko oceniali brytyjscy konkurenci, a Jan Witkiewicz, poliglota, szpieg i ówczesny komandos, przemierzający ze swoimi Dońcami Turkiestan, Afganistan i Persję, mógłby być wręcz kandydatem na polskiego–rosyjskiego Jamesa Bonda. Dorobiliśmy się nawet naszego katolickiego atamana Wojska Astrachańskiego, Bronisława Grąbczewskiego.
Z drugiej strony książę Czartoryski, a później marszałek Piłsudski, budowali polsko-kozacki sojusz przeciw Rosji carskiej, a potem bolszewickiej. Pierwszy słał emisariuszy na Don, namawiając stanice do oderwania się od Petersburga. Drugi formował dońskie i kubańskie brygady walczące po polskiej stronie w wojnie 1920 r.
Z Polską wiąże się też koniec kozaczyzny. To na naszych ziemiach w znacznej części rozegrał się epilog białych wojsk kozackich. W Mławie formowały się walczące po stronie Niemców dońskie i kubańskie dywizje, przerzucone potem na Bałkany. Szlakiem przez Polskę wiódł exodus tysięcy wojskowych i cywilów uciekających ze stepowych stanic przed sowiecką ofensywą. Byle dalej na zachód. Ich duchowym patronem został sędziwy ataman Krasnow, bohater zmagań białych z bolszewikami w wojnie domowej.
Polskę i kozaczyznę połączyły skomplikowane relacje nienawiści z jednej, a podziwu, a nawet miłości, z drugiej strony. Kiedy przyjrzeć się bliżej naszym relacjom, trudno jednoznacznie potępiać Kozaków, w miarę studiowania ich losów rodzi się wręcz nić sympatii, jak u Józefa Mackiewicza, kronikarza ich wojennej zagłady.
Skomentuj