Widać jej wnętrze – tam, na górze, wisi jeszcze dzwon. I oto nagle głos, we mnie, odpowiedź i nakaz – otwórz tylko oczy i patrz, bo wszystko, co się tu dzieje, byłoby naprawdę bez sensu i bez celu jak rechot piekieł, gdybyś ty tego nie widział" – notuje 10 kwietnia 1945 w swoim dzienniku Hans von Lehndorff.
Dzień wcześniej Sowieci zdobyli Królewiec, trwa plądrowanie miasta, kobiety są masowo gwałcone. Kilka stronic dalej czytamy: „To, że jeszcze żyję, oznacza moją winę, dlatego też nie wolno mi tego przemilczeć". Lehndorff uważnie obserwuje, zapamiętuje, chłonie każde wydarzenie, którego jest świadkiem lub w którym bierze udział. Dzięki temu „Dziennik z Prus Wschodnich. Zapiski lekarza z lat 1945–1947" wydany przez Ośrodek Karta w serii Świadectwa XX wieku to niezwykle barwna i sugestywna relacja, opisująca tragiczny finał niemieckiej obecności w Prusach Wschodnich i przejmowanie tych ziem przez Rosjan i Polaków.
W styczniu 1945 r. rusza wielka sowiecka ofensywa, która ma zgnieść niemiecki opór w Prusach. Rosjanie prą do przodu niczym taran, rozbijając obronę, paląc i mordując. Przerażeni Niemcy za wszelką cenę usiłują wydostać się na zachód, wielu popełnia samobójstwa. Lehndorff jednak postanawia zostać na posterunku. Decydujący wpływ na to mają dwa czynniki: jest chirurgiem, lekarzem z powołania, a poza tym osobą głęboko religijną – wiara daje mu siłę na spotkanie najgorszych niebezpieczeństw. Autor dziennika jeszcze przed wojną zaangażował się w działalność Kościoła Wyznającego, organizacji religijnej przeciwstawiającej się ideologii nazistowskiej. Dzięki temu zachowuje dystans do rodaków ogarniętych hitlerowskim amokiem (Prusy były jednym z bastionów narodowego socjalizmu), wielokrotnie wspomina o niezrozumiałej dla niego wierze niemieckiego społeczeństwa w Hitlera, nawet w obliczu całkowitej klęski III Rzeszy. Klęska zaś oznacza definitywny koniec świata, jaki ludzie ci znali od pokoleń.
Zemsta Rosjan jest straszna. Role się odwracają i teraz to Niemcy są traktowani jak podludzie. Najgorsze są gwałty na kobietach. Lehndorff przeżywa je najmocniej, niemal każda Niemka w jego otoczeniu zostaje przynajmniej raz zgwałcona. Kronikarz opisuje między innymi przypadek jednej ze swoich podopiecznych, dziewczyny rannej w głowę i niemal nieprzytomnej, która została zgwałcona „niezliczoną ilość razy, nic o tym nie wiedząc". Lehndorff cierpi, obserwując gehennę swoich rodaków, ale znosi ją z pokorą. Według niego jest to kara boska za grzechy. Grzechy te jednak pozostają niewypowiedziane. Na kartach dziennika nie znajdziemy opisu zbrodni niemieckich na Polakach, Rosjanach, a przede wszystkim Żydach, nie ma wyraźnego i jednoznacznego żalu za rozpętanie przez Niemcy straszliwej wojny.
Dziennik Lehndorffa nie jest jednak tylko opowieścią wypędzonego. Koniec świata dla jednych jest jednocześnie początkiem nowego życia dla innych ludzi. Życie bowiem nie znosi pustki. Lehndorff ucieka z Królewca na Mazury, a potem Warmię, tereny przyłączone już wówczas do Polski. To kraj jego dzieciństwa, autor jest przecież potomkiem jednego z najbogatszych pruskich rodów. Odwiedzając rodzinne majątki, szukając schronienia i ocalałych członków rodziny, odbywa swego rodzaju podróż w czasie i przestrzeni. Sielskie, acz nieco już wyblakłe wspomnienia z czasów młodości przeplatają się z trudnymi do zaakceptowania obrazami powojennej rzeczywistości. Trafia na niezwykle ciekawy moment – są tu jeszcze Sowieci, ale napływa coraz więcej Polaków, panuje dwuwładza, którą pozostali tu jeszcze Niemcy starają się rozgrywać z korzyścią dla siebie. Ten potomek wielkiego rodu, mimo odżegnywania się od nazizmu, początkowo nie potrafi ukryć niechęci wobec Słowian, którzy doprowadzają jego ojczysty kraj, niegdyś mlekiem i miodem płynący, do ruiny. Powoli zachodzi w nim jednak metamorfoza. Otwiera się na kontakty z Polakami, w końcu potrafi przyznać, że wielu z nich doznało niezliczonych krzywd ze strony jego rodaków. Zaczyna rozumieć, że oni także zostali siłą wyrwani ze swoich małych ojczyzn, że wszyscy ówcześni mieszkańcy Prus, niezależnie od narodowości, są po trosze wypędzonymi. —KJ
Hans von Lehndorff
Dziennik z Prus Wschodnich. Zapiski lekarza z lat 1945–1947
Ośrodek Karta 2013
Skomentuj