„Wywiad to tajne działania służące zrozumieniu lub zmianie tego, co się dzieje za granicą. Prezydent Dwight D. Eisenhower nazwał to »niesmaczną, ale życiową koniecznością«. Państwo, które chce rozciągać swą władzę poza własne granice, musi sięgać wzrokiem za horyzont, żeby wiedzieć, co się szykuje, i przygotowywać się na ataki przeciwko swojemu narodowi. Musi przewidywać nieprzewidywalne. Bez silnych, sprytnych i bystrych sił wywiadowczych prezydenci i generałowie są ślepi i unieruchomieni. Ale w swojej historii supermocarstwa Stany Zjednoczone nie miały takich służb” – napisał Tim Weiner we wstępie do swojej monografii CIA „Dziedzictwo popiołów”.
Paradoksalnie ta charakterystyka była łagodna. Nie chodzi o to, że amerykańskie tajne służby były niekompetentne, raczej pracujący tam ludzie mieli własne interesy i pomysły na wygląd świata. W popularnym niegdyś dowcipie padało pytanie, dlaczego w USA nie ma przewrotów politycznych. Bo nie ma tam amerykańskiej ambasady – brzmiała odpowiedź. „Władza demoralizuje, a władza absolutna demoralizuje absolutnie” – twierdził lord Acton, ale przed nim i po nim mniej efektownie głosiło to wielu. Tajne działania z samej swej istoty nie podlegają żadnej kontroli. Jeżeli do tego doda się nieprzeciętne umiejętności oficerów tajnych służb, to powstanie niebezpieczna mieszkanka niezwykłych ludzkich umiejętności i zwykłych słabości. Człowiek, który jest przeszkolony do tego, aby zabijać w interesie swojego kraju, niekoniecznie złe, zasługujące na śmierć osoby, ma zupełnie inną moralność niż zwykły obywatel.
Nie tylko amerykańskie tajne służby nie lubią, jak im się patrzy na ręce i rozlicza z przyznanych funduszy. Praktycznie od samego początku istnienia tajnych służb ich zadaniem było organizowanie sobie pieniędzy na własną działalność. Dlatego tajne służby pojawiają się tam, gdzie są duże pieniądze: w handlu surowcami naturalnymi, bronią i oczywiście narkotykami.
Historycy są zgodni: Centralna Agencja Wywiadowcza od początku swojego istnienia handlowała narkotykami. Aleksander Piński i Paweł Łepkowski w tekstach poświęconych tej skrywanej działalności CIA zestawiają fakty znane specjalistom. A te nie są miłe. CIA swoje zainteresowanie substancjami odurzającymi tłumaczyła narodowym interesem, miały one służyć kontroli ludzkiego umysłu itp. Faktycznie badania te posłużyły do odkrycia, które substancje są najbardziej uzależniające, a następnie ich spopularyzowania.
Torturowanie przez CIA więźniów podejrzewanych o terroryzm nie było specjalnie brutalnym przykładem działania w historii tajnych służb. Po prostu tym razem w wyniku walki buldogów pod dywanem ktoś uznał, że warto owo „barbarzyństwo” (czy aby na pewno?) ujawnić, aby kogoś utrącić. W świecie tajnych służb trudno o dowody. Bo łatwo znikają, podobnie jak świadkowie.
Paradoksalnie nikogo na świecie to nie boli. Zarówno w Rosji, jak i w zachodnich demokracjach prokuratorzy wolą się nie zajmować tajnymi służbami i ich interesami. Różnica między Wschodem a Zachodem jest w tym wypadku tylko jedna: na Wschodzie nie bawią się w tworzenie zasłony dymnej. W końcu moralność w polityce (rzekoma) to zdobycz ostatnich 100 lat, wcześniej każdy robił to, co dyktowały mu interesy. Jak Wielka Brytania, która w XIX w. systemowo zarzuciła Chiny opium, nie tylko zarabiając ciężkie pieniądze, ale również ułatwiając sobie podbicie kraju.
To teraz już państwo wiecie, dlaczego trzeba walczyć z narkotykami. Na legalnym towarze nikt tyle nie zarobi.
Skomentuj